Steve McQueen przyzwyczaił nas, że jest fetyszystą emocji i nikomu się nie kłania. Bez gry wstępnej angielski reżyser dokonuje zmasowanego ataku na strefę komfortu widza. Po bezkompromisowym Głodzie i równie wybebeszającym Wstydzie, dostajemy Zniewolonego, którego ciężko nie potraktować jako ostatnią część trylogii o ekstremum bólu. Bólu, którego skali i natężenia nie da się zdławić, a można wyłącznie zarejestrować.
Właśnie to też czyni w profesjonalny i autorski sposób McQueen. Twórca podejmuje się historii ryzykownej, bo można łatwo zabłądzić w paradokumencie, filmie edukacyjnym, czy rozliczeniowym, kończąc na patetycznych deskach. Film, bez niepotrzebnie podniesionej głowy, opowiada o niewolnictwie w połowie XIX w. Jak to twórca nas przyzwyczaił, opowiada o dramacie zbiorowym jedną parą oczu i nie odnosi się to do braku wielowymiarowości w obserwacji, a do wiarygodności na poziomie nieosiągalnym dla większości współczesnych twórców.
Solomon Northup jest czarnoskórym obywatelem klasy co najmniej średniej. Źle zainwestowane zaufanie spowodowało, że w przyspieszonym tempie, bez nadmiernych formalności, staje się niewolnikiem na południu Stanów Zjednoczonych. Wolny człowiek przestaje być wolnym. Już tutaj widzimy skok w bok przy próbie otamowania twórcy. Wszystkie filmy posiłkujące się tematem niewolnictwa, kolejność mają przecież zupełnie odwrotną. To daje inną perspektywę sytuacji ekstremalnej bohatera. Jak wszyscy wiemy, coś wyrwane boli bardziej, niż coś czego nigdy nie było. Nie tęskni się, tak intensywnie za światem, jeżeli się go nie zna.
Reżyser od tego czasu naturalistycznymi obrazami przeprowadzi nas przez drogę krzyżową głównego bohatera, w której problem społeczny i uczucie filmu zaangażowanego nie będzie ani przez chwilę zagrożeniem, czy zamachem dla indywidualizmu. Co świadczy według mnie o dojrzałości i świadomości reżyserskiej McQueena to, że podczas seansu ani przez chwilę widz nie odczuwa, żeby odpowiedzialność przygniatała niezależność jego warsztatu. Nikt tutaj się nie tremuje, tylko konsekwentnie opowiada o zniewoleniu człowieka. Wracając na chwilę do metaforyki drogi krzyżowej, Zniewolony nie będzie dla nas komfortowym uczestnictwem. To uczestnictwo w drodze krzyżowej niemalże na żywo. Bez konieczności wyobrażania sobie i przełożenia emocji głównych bohaterów, ponieważ cały proces współodczuwania staje się odruchem bezwarunkowym.
McQueen nie ma intencji debatowania, zawstydzania białych, bądź orzekania o winie. Reżyser jest fair wobec faktów, ale też wobec irracjonalności ludzkiej psychiki. Kreśląc portrety psychologiczne postaci, nie opowiada się za podziałem czarne-białe, mimo że w tym kontekście takie stwierdzenie wywołuje podwójne wrażenie. Mamy zepsutą w stanie stałym postać, ze spreparowaną duszą, czyli jednego z właścicieli- Edwina Eppsa (ofiarnicze i całościowe aktorstwo Fassbendera po raz kolejny wchodzi w krwiobieg widza). To jest człowiek, który wszystkie swoje rozczarowania i słabości upchnął w niekontrolowanym potoku agresji i wściekłości. Do jego postaci kontrastuje obecność Samuela Bassa, epizodyczna gratka dla fanów Brada Pitta. Jest to postać, która trochę trąci pretensjonalnością w tym całym prze-szczerym obrazie (wracają fatalne wspomnienia zbuntowanego Pitta ze swoją przemową z „Zabić, jak to łatwo powiedzieć”), ale jest uzasadniona. Jest to mała smuga światła w całym krzywdzącym ciemnogrodzie i przyjęcie przez Bassa funkcji rzecznika prasowego widza (cóż nam innego kołacze w głowie, jak nie frazy o wolności i tolerancji). Na granicy obu postaw podam jeszcze jednego właściciela, którego ‘własnością’ (u którego pracował) był nasz główny bohater. Ford potrafi modlić się do Boga z jękami cierpiącej kobiety w tle, ale później staje w obronie swojego człowieka. Wysyła sprzeczne sygnały. Jakiej jednak degrengoladzie musiał ulec świata, żeby taka wybiórcza moralność nas satysfakcjonowała ? Twórca udowadnia, że w warstwie psychologicznej nie ma żadnych oczywistości, czy skrótowości.
Film podstawia człowieka pod ścianą, nie daje psychologicznej satysfakcji, wręcz uwiera prawdą (a taka jest najwyższej jakości). Wywołuje ogromne zamieszanie środkami minimalistycznymi i permanentnie angażuje. Nie emanuje cierpieniem, ani nie afiszuje brutalnością jako jedyną metodą na sparaliżowanie widza. W tym tkwi siła ciężaru Zniewolonego. Opowiada w półtonach (i tonach niezawodnego, nieszkodliwie wtórnego Zimmera), które nagłaśniają to co, Kamerdyner i Django zagłuszyły upolitycznieniem lub komiczną manierą. Jest zrównoważony (mimo sceny z Patsey, która mnie osobiście przeczołgała), wręcz powściągliwy i odnosi się z szacunkiem do postaci, żeby nie dekoncentrować uwagi widza. Brak emocjonalnej egzaltacji i adhd reakcji u bohatera jest uzasadniony w pełni. Czarnoskóry niewolnik musi tłumić w takich okolicznościach wiele, ale bohaterowi i tak udaje się przemycić mnóstwo uczuć.
Wstydliwy dla ludzkości moment historii jest w tutaj pokazany bez wstydu. W defekcie świata autor widzi efekt kinowy. Autor Zniewolonego, jak zawsze warsztatowo wyzwolony. To nie jest lekcja historii, a lekcja dla wrażliwości.
Bernadetta Trusewicz
Utwór | Od |
1. Inne historie | gaba |
Utwór | Od |
1. W bezkresie niedoli | ladyfree |
2. było, jest i będzie | ametka |
3. O Tobie | ametka |
4. Świat wokół nas | karolp |
5. Kolekcjonerka (opko) | will |
6. alchemik | adolfszulc |
7. taka zmiana | adolfszulc |
8. T...r | kid_ |
9. Twoja opowieść o mnie | o.laf |
10. przyjemność | izasmolarek |
Utwór | Od |
1. Sprzymierzeniec | blackrose |
2. Podaruję Ci | litwin |
3. test gif | amigo |
4. Primavera_AW | annapolis |
5. Melancholia_AW | annapolis |
6. +++ | soida |
7. *** | soida |
8. Góry | amigo |
9. Guitar | amigo |
10. ocean | amigo |
Recenzja | Od |
1. Zielona granica | irka |
2. Tajemnice Joan | wanilia |
3. Twój Vincent | redakcja |
4. "Syn Królowej Śniegu": Nietzscheańska tragedia w świecie baśni | blackrose |
5. Miasto 44 | annatus |
6. "Żywioł. Deepwater Horizon" | annatus |
7. O matko! Umrę... | lu |
8. Subtelność | lu |
9. Mustang | lu |
10. Pokój | martaoniszk |