S.J. Scott
„Pisz jak mistrz. Poznaj nawyki codziennego pisania i uwolnij się od blokady twórczej”
Czy pisanie publikacji może stać się jednym ze zdrowych nawyków?
Kiedy ktoś pomyśli, że chciałby być wziętym pisarzem, jak chociażby Stephen King, zaraz przychodzi pytanie, czy w ogóle ma się talent. Doświadczenie pokazuje jednak, że zdolności są ważne, bo bez nich trudno być wizjonerem i twórcą. W większym jednak stopniu liczy się codzienna praca. Powinna stać się swego rodzaju rutyną, żeby nie tylko udało się zacząć pisać, ale by daną publikację ukończyć i udostępnić czytelnikom. S.J. Scott, autor licznych e-booków poprzez kolejny pt. „Pisz jak mistrz. Poznaj nawyki codziennego pisania i uwolnij się od blokady twórczej” próbuje zachęcić młodych adeptów sztuki pisania, żeby „nie składali broni” przed naciśnięciem klawiszy swojego komputera. A najlepiej nigdy.
Od czego zacząć, gdy chce się pisać?
Zawsze można stosować zasadę, że pisze się tylko wtedy, gdy przychodzi tak zwana wena. Stosując tę metodą, trzeba się jednak liczyć z tym, że takie uczucie „twórczej pełności” nie przychodzi codziennie. Mało tego, nie pojawia się na zawołanie i nie można spodziewać się, że będzie zawsze wtedy, gdy ktoś akurat ma wolną chwilę, żeby coś napisać. Zanim więc ktoś napisałby w ten sposób drugi rozdział swojej powieści, czy kolejny fragment opowiadania, mogłoby minąć kilka tygodni, czy nawet miesięcy. Jeśli ktoś ma wiele innych zajęć poza pisaniem, prawie na pewno nie pamiętałby, co było w pierwszym rozdziale albo jak zacząć kolejny. Mogłoby dojść nawet do kuriozalnej sytuacji, że po tak długim czasie pojawiłby się pomysł, który zupełnie nie pasuje już do zawiązanej „z lekka” akcji. Wówczas trzeba by było zaczynać wszystko od początku.
Zamiast czekać na przypływ olśnienia twórczego, lepiej więc pisać wtedy, gdy ma się czas. Brzmi to bardziej, jak rzemiosło niż jak sztuka, czy zajęcie, które można by określić mianem pasji. Niemniej każdy rodzaj zainteresowania wiąże się zwykle z tym, że trzeba zdobyć pewne umiejętności, żeby być biegłym w danej dziedzinie, co wymaga nieraz wysiłku, poświęceń i właśnie rutyny. Chcąc zatem pisać, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wiele czasu można poświęcić na taką czynność każdego dnia lub w danym tygodniu. Określając ramy czasowe, można ująć ten moment „sam na sam” z dokumentem tekstowym w swoim grafiku. Zajęcie to przestaje być już wówczas tylko gdybaniem czy „marzeniem ściętej głowy”. Staje się za to jedną z czynności wpisującą się w codzienny rozkład dnia. Łatwiej wtedy się zmobilizować i poświęcić tę chwilę swojej uwagi na zgłębianie tematu, czy na opisach, które mają się znaleźć w publikacji, zanim się ktoś do niej na dobre zabierze.
Myśli, które przeszkadzają w pisaniu
Przede wszystkim warto zmienić sposób, w jaki patrzy się na pisanie. Jest to zajęcie, które zwykle kojarzy się z pewnym prestiżem, z dużymi pieniędzmi i ze sławą, chociażby mając na myśli wspomnianego już docenionego autora horrorów. Często mówi się o popularnym paradoksie, że ktoś chciałby napisać bestseller i z tą myślą „siada do pisania” swojej wielkiej powieści. Prawda jest taka, że po pierwsze nie da się przewidzieć, czy publikacja odniesie mniejszy lub większy sukces. Po drugie trudno jest pisać z przekonaniem, że publikacja ma być swego rodzaju arcydziełem. Już takie nastawienie sprawia, że w głowie „włącza się” blokada twórcza. Każdy wyraz i każde zdanie przychodzi wtedy z takim mozołem, jakby ktoś wiosłował w tę i z powrotem: co się napisze, to się wykreśli i tak w kółko.
Do tego dochodzi też inna popularna rada, czyli tak zwana magia pierwszego zdania. Jeśli już ktoś takie „popełni”, czytelnik jest „jego”. Wcale tak być nie musi, chociaż warto dbać o to, żeby publikacja „nie przynudzała” na żadnym z kolejnych etapów.
Początkujący pisarz może też pomyśleć, że trzeba by było się dokształcać. Nie ma w tym nic złego, a nawet faktycznie pewne wskazówki mogą być pomocne. Na przykład te, które można znaleźć w publikacji S.J. Scott’a. Trzeba jednak zachować w tym jakiś umiar i pamiętać, że każdą teorię najlepiej sprawdzić w praktyce. Poza tym, jeśli ktoś zapisałby się na wybrane warsztaty pisarskie, to nawet nie umiałby odpowiedzieć na proste pytanie, z czym w ogóle ma problem. Skoro jeszcze nie zaczął, to nie wie, czy z trudnością przychodzi mu opisywanie postaci, „pociągnięcie” wątku dalej, czy może nie potrafi „wyrzucić” z tekstu tego, co jest niepotrzebne.
Niekiedy pojawia się też takie przekonanie, że ludzie „po piórze” są wyjątkowo mądrzy, oczytani, obyci i w ogóle „och i ach”. Trudno mierzyć się z takim wzorcem komuś, kto jest lub ma się za osobę o znacznie skromniejszym zasobie atutów. W rzeczywistości, jeśliby wziąć pierwszą powieść jednej z tych osób, które znajdują się w czołówce poczytnych autorów, prawdopodobnie nie byłaby aż taka „superowa”. Przykładem mogą być początki twórczej drogi Ernesta Hemingwaya. Pierwsze publikacje, które wyszły spod jego pióra są poprawne, ale daleko im do „Komu bije dzwon”, czy do powieści „Pożegnanie z bronią”. Trzeba sobie uświadomić, że każdy kiedyś zaczynał, że nikt nie urodził się genialnym pisarzem i, jeśli już, stał się nim nie od razu. Wracając jeszcze do Ernesta Hemingwaya, warto sobie uświadomić, że zanim skończył powieść „Komu bije dzwon”, napisał kilkadziesiąt zakończeń, nim wybrał to jedno jedyne. Pokazuje to tylko, z jakim nastawieniem ktoś podchodzi do swojego pisania.
Śpiesz się powoli
Początkujący pisarze są tak wniebowzięci, jak tylko uda się im już coś napisać, że od razu chcą to publikować. Nie przeczytawszy tego jeszcze raz, nie mówiąc już o tym, żeby zastanowić się, czy na pewno wszystko jest tak, jak być powinno. Dobrą praktyką jest tak naprawdę, aby napisać publikację i „odłożyć” ją na trochę. Najlepiej „dać jej odpocząć” co najmniej tydzień, a już minimum kilka dni. Chodzi o to, żeby później, sięgając po nią, gdy minie ten czas, przeczytać uważnie i sprawdzić, czy nie ma w niej jakiś błędów. Dzisiaj jest tak wiele możliwości, żeby wyeliminować czyjeś potknięcia językowe albo logiczne, czy nie do końca poprawnie sformułowaną wypowiedź, że autor nie musi się tym zajmować samodzielnie. Na koniec jednak po wszystkich wprowadzonych zmianach i tak wypadałoby przeczytać swoją pracę, zanim podejmie się decyzję, czy w „takim stanie” można/chce się ją opublikować.
S.J. Scott opracował swoją metodę postępowania w takiej sytuacji, czyli metodę małych kroków. Odnosi się zarówno do sprawdzania napisanego tekstu, jak i do tworzenia szkicu całej pracy nad danym dziełem. Sugeruje, żeby czytać tekst co najmniej trzy razy, by podczas kolejnego analizowania treści skupić się na zupełnie innym aspekcie. Na przykład raz na samym tekście, czy nie brakuje jakiś „zjedzonych” wyrazów, a za drugim podejściem, uwzględniając gramatykę, interpunkcję i ortografię, itp.
Warto pamiętać, że opublikowanej książki, e-booka, czy nawet audiobooka stworzonego na bazie napisanej publikacji nie da się już wycofać. Można co najwyżej opublikować kolejne wydanie. Jednak ma to sens tylko w przypadku poradników i pozycji typowo naukowych. Trudno natomiast wydać wznowienie np. powieści, opowiadań, czy wierszy. Co najwyżej można przygotować wersję elektroniczną, jeśli dotychczas była dostępna tylko papierowa. Nie zmieni to jednak zawartej treści w oryginale, a jedynie może zmienić układ zapisu, ponieważ e-book „składa się” nieco inaczej niż typową książkę papierową.
Określanie, ile dziennie można napisać
Topowi pisarze, którzy wydają w ciągu roku nawet kilka publikacji, są w stanie pisać praktycznie non stop, czyli dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Także w ich przypadku pisanie nie jest pracą dorywczą, a taką na cały etat, a nawet i więcej. Warto, chociażby wziąć pod uwagę takiego młodego i płodnego pisarza, jak nasz rodzimy Remigiusz Mróz, który wydaje średnio dwie, trzy publikacje na rok. Jak oni to robią – chciałoby się zapytać. Sekret tkwi w rutynie codziennego pisania. Określają, ile dziennie piszą liczby znaków i trzymają się tej wartości, jak wiszący nad przepaścią trzyma się kurczowo wystającej skały.
Czasami do głosu dochodzi prokrastynacja, czyli taki rodzaj zniechęcenia lub nawet lenistwa, że dzisiaj to ja bym sobie odpuścił, bo np. wczoraj tyle napisałem. Dzisiaj mam wakacje od pisania i mogę zająć się czymś innym. Być może takie podejście ma swoje uzasadnienie, jeśli ktoś pisze naprawdę długo, czyli powiedzmy przez kilka godzin dziennie bez przerwy. Przeważnie jednak, zanim pisanie stanie się zajęciem, z którego naprawdę można wyżyć, poświęca się mu nie więcej niż godzinę, czy dwie dziennie. Warto więc określić sobie taką liczbę znaków, jaką ktoś mógłby napisać metaforycznie „z zamkniętymi oczami”, by nie byłaby dla niego zbyt poważnym wyzwaniem.
Jako początkujący, najlepiej skupić się na mniejszym zakresie słów. Autor sugeruje w tym przypadku dwa tysiące, ale tysiąc i półtora też będzie dobrą liczbą. W przeliczeniu na liczbę znaków dwa tysiące słów to prawie piętnaście tysięcy znaków bez spacji. Mówiąc po ludzku, to tak jakby napisać cztery, pięć artykułów dobrej jakości, w których ujmuje się szczegółowo konkretne zagadnienie.
Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest określenie na początek mniejszej liczby słów, jaką ktoś będzie chciał od siebie „egzekwować”, niż zawyżać sobie poprzeczkę. Takie myślenie, że poczytny autor powiedział, że pisze dziennie dwa tysiące słów, a początkujący autor napisze ich trzy tysiące i będzie z tego powodu wielce zadowolony, nie gwarantuje dobrych wyników. Dlatego że najczęściej z tych dwóch tysięcy słów, które napisze doświadczony autor, tylko niewielki procent będzie do usunięcia na końcowym etapie. Natomiast u początkującego pisarza procentowo wygląda to zupełnie na odwrót. Dopiero z czasem ta krzywa zacznie się zmieniać na korzyść wartościowej treści.
Po prostu pisać
Autor przekonuje, że osoba początkująca, czy nawet już nieco oznajmiona z warsztatem, powinna przelewać swoje myśli na papier tak jak jej przychodzą do głowy, żeby nie tracić czasu. Na grupowanie treści i wykreślanie zbędnych fragmentów przyjdzie chwila później. Ma to oczywiście swoje dobre strony, czyli można się spodziewać, że nie ucieknie żaden wątek, który się komuś „objawił”. Często gęsto, gdy ktoś pisze i jednocześnie poprawia to, co napisał, zapomina o tym, co dalej chciał napisać. Nie ma też takiej naturalnej płynności między jednym akapitem a następnym, jeśli ciągle się przerywa, żeby zobaczyć, czy to, co się napisało, ma jakiś sens. Zbudowanie atmosfery w publikacji to jeden z ważniejszych aspektów i, często, jeden z najtrudniejszych. Nie warto więc „zawracać sobie głowy” poprawianiem treści, czy zastanawianiem się, czy dany fragment jest dobry, czy nie. Zwłaszcza gdy dopiero powstaje tak zwany pierwszy szkic roboczy.
Jeśli ktoś pisze na komputerze, wtedy można śmiało trzymać się tej metody. Dlatego, że dokument tekstowy może mieć w zasadzie nieskończoną liczbę stron. Zupełnie inaczej jest wówczas, gdy ktoś postanowi pisać na papierze. Może być to męczące, a jeśli zapomni się o numeracji stron, odnalezienie się w tych zapiskach będzie nieraz wymagało nie lada cierpliwości.
Poza tym pisanie na papierze staje się zmorą naszych czasów. Pisarz często nie zdaje sobie sprawy lub nie zastanawia się w ogóle nad tym, że pisząc na papierze, przyczynia się do wycinki drzew. Tak samo wtedy, gdy zdecyduje się wydać swoją powieść, czy innego rodzaju twórczość w formie drukowanej. Jest to nieekologiczne, a niekiedy nawet niepraktyczne, ponieważ mieszkania zdają się kurczyć. Ponadto technologia wypiera coraz bardziej tradycyjną formę publikacji. Zdecydowanie wygodniej też mieć przy sobie sto pięćdziesiąt e-booków, czy publikacji w innych wersach cyfrowych, niż tyle samo w wersji papierowej. Któż by to udźwignął i gdzie by to pomieścił?
Z drugiej strony pisanie na papierze miało swój urok. Ograniczona dostępność miejsca sprawiała, że jednak piszący musiał chwilę się zastanowić nad tym, co chce zapisać. Dzisiaj można korzystać z tej „mądrości” w inny sposób. Wystarczy wyobrazić sobie, że dokument tekstowy nie jest nieskończony. Najlepiej zapisywać każdy rozdział osobno, a dopiero na koniec złożyć wszystkie w jedną całość. Pomocne może być też to, że ktoś z góry określi, że chciałby zamknąć swoją publikację w maksymalnie trzystu stronach. Dzięki temu „nie utonie się” w pracy nad tekstem, co jest jedną z częstszych przyczyn, dlaczego ostatecznie nie udało się ukończyć danej pracy.
Miejsce, w którym się pisze
Są takie miejsca, w których słowa i myśli przychodzą łatwiej niż gdzie indziej. Dla jednych będzie to po prostu spokojny kącik w domu. Dla innych miejsce w przedziale w pociągu, jeśli codziennie spędzają w takim środku transportu co najmniej dwie godziny. Jeszcze inni mogą udać się do parku, czy do pubu lub kawiarni, gdzie inspirująco wpływają na nich odgłosy z takich miejsc.
Równie dobrze można usiąść przy komputerze w dowolnym miejscu, wyszukać odpowiednią muzykę, która dokładnie oddaje atmosferę miejsca, w jakim komuś pisałoby się najlepiej. Gdy już ktoś zacznie pisać i „wciągnie się” w treść, którą „wyrzuca z siebie”, otoczenie przestaje odgrywać jakąś większą rolę. Ważne jest jednak w momencie, kiedy trzeba zacząć przelewać myśli na papier.
Jeżeli początkujący pisarz nie wie, gdzie pisałoby mu się najlepiej, warto zrobić mały eksperyment i w jednym tygodniu pisać przeważnie w jednym miejscu, a w kolejnym w innym. Wtedy łatwo porównać, jakie klimaty komuś odpowiadają. Zwłaszcza jeśli zestawi się ze sobą dwa zupełnie różne otoczenia tydzień po tygodniu.
Jak pisać, żeby napisać?
Jest multum ludzi, którzy chcą lub chcieli napisać i wydać swoją twórczość. Jednak zostaje z nich tylko niewielki ułamek, czyli osoby, którym faktycznie ta sztuka się udała lub uda. Dlaczego tak się dzieje? Jest wiele zniechęcających okoliczności. Jedną z nich jest sto pięćdziesiąt tysięcy pomysłów na różne powieści. Ktoś przypuśćmy zaczyna pisać książkę i nagle wpada na genialny pomysł, który nie pasuje do tej treści. Myśli już o napisaniu kolejnej powieści i czuje, że w ten sposób zwiększa zarazem szansę na zysk ze sprzedaży. W konsekwencji może pozaczynać dziesięć książek i z każdą z nich utknąć na pewnym etapie lub wypalić się, zanim cokolwiek uda się skończyć. Autor sugeruje, żeby pisać tylko jedną książkę naraz, a nie więcej. Dobrą praktyką natomiast jest podręczny notes do zapisywania różnych swoich myśli, które odnoszą się do pisanej treści albo które będzie można kiedyś wykorzystać przy pisaniu innych książek, czy poradników.
Nieraz samo pisanie bywa problemem, gdy ktoś utknie i nie wie, co dalej. Na przykład skończył już pisać, dał swoją twórczość do przeczytania wybranym czytelnikom i okazało się, że trzeba wiele jeszcze zmienić lub dodać, żeby „tchnąć w tę pracę więcej życia”. Zawsze wtedy można skorzystać z pomocy tych, którzy piszą na zamówienie albo osób fachowo zajmujących się doradzaniem w takich przypadkach. Inny kłopot pojawia się, kiedy otrzymuje się zwrot od redakcji z informacją, że owszem wydawnictwo pracę opublikuje, jednak po konkretnych zmianach. Wtedy są dwie podstawowe możliwości – albo autor wprowadza poprawki, które są wymagane, albo szuka innego wydawnictwa do momentu, aż w końcu ktoś przystanie na taką wersję, jaka już jest. Dzisiaj jest jeszcze inne rozwiązanie, z którego korzysta coraz większa liczba piszących. Mianowicie wydawanie „na własną rękę”, czyli selfpublishing.
Kiedy już ktoś jest świadomy, że przechodzi „trudne chwile” ze swoją pracą, warto szukać pomocy. Prawdopodobnie uda się wówczas znaleźć szybciej odpowiedź na pytanie, jak dobrnąć do szczęśliwego wydania swojej powieści, czy innego rodzaju dzieła. O wiele szybciej niż gdyby ktoś starał się samodzielnie uporać ze wszystkim, co go spowalnia podczas pisania. Na koniec oczywiście każdy jest sam autorem swojej twórczości i powinien obiektywnie spojrzeć na to, co napisał, czy chce się pod taką treścią podpisać, czy nie.
To tylko kilka z wielu ważnych zagadnień, jakie w mniejszym lub w większym stopniu autor porusza. Być może ktoś będzie mieć zastrzeżenia co do układu treści w jego poradniku, ale raczej przyzna na koniec, że ma to swoje uzasadnienie.
Zatem „do boju” młodzi adepci sztuki pisania – przeczytać, chociaż raz, a następnie wybrać się w twórczą podróż, która zwykle więcej daje, niż zabiera, pomimo tego, że wymaga wyrzeczeń, uwagi, skupienia, odosobnienia nieraz, żeby powstało to, co miało się w zamyśle. Publikacja jest warta uwagi, a ze względu na jej rozmiary, nie powinna być dla nikogo zbyt wielkim wyzwaniem. Czyta się ją całkiem dobrze, tym bardziej, że każdy rozdział łatwo zrozumieć.
Utwór | Od |
1. Inne historie | gaba |
Utwór | Od |
1. W bezkresie niedoli | ladyfree |
2. było, jest i będzie | ametka |
3. O Tobie | ametka |
4. Świat wokół nas | karolp |
5. Kolekcjonerka (opko) | will |
6. alchemik | adolfszulc |
7. taka zmiana | adolfszulc |
8. T...r | kid_ |
9. Twoja opowieść o mnie | o.laf |
10. przyjemność | izasmolarek |
Utwór | Od |
1. Sprzymierzeniec | blackrose |
2. Podaruję Ci | litwin |
3. test gif | amigo |
4. Primavera_AW | annapolis |
5. Melancholia_AW | annapolis |
6. +++ | soida |
7. *** | soida |
8. Góry | amigo |
9. Guitar | amigo |
10. ocean | amigo |
Recenzja | Od |
1. Zielona granica | irka |
2. Tajemnice Joan | wanilia |
3. Twój Vincent | redakcja |
4. "Syn Królowej Śniegu": Nietzscheańska tragedia w świecie baśni | blackrose |
5. Miasto 44 | annatus |
6. "Żywioł. Deepwater Horizon" | annatus |
7. O matko! Umrę... | lu |
8. Subtelność | lu |
9. Mustang | lu |
10. Pokój | martaoniszk |