"Złe towarzystwo": Prowokujący do myślenia dramat rodzinny

Gorąco zapraszamy do zapoznania się z fragmentem książki „Złe towarzystwo”.

KIM
TAMTEJ NOCY

Powinna była usłyszeć, że dzieje się coś złego. Byłoby to możliwe, gdyby nie działanie środka nasennego i uszy zatkane stoperami. Chociaż młodzież spędzała czas dwa piętra niżej, Kim spodziewała się częstych wybuchów śmiechu, głośnej muzyki oraz nocnych szturmów na lodówkę, postanowiła zatem zadbać o swój spokojny sen, zażywając połówkę ambienu, pomimo że wypiła dwie lampki wina do kolacji. Zdarzało się jej mieszać nieduże dawki leków z odrobiną alkoholu i nigdy wcześniej jej to nie zaszkodziło. Zawsze miała lekki sen, a teraz – przy rozregulowanych hormonach i wahaniach nastroju – nie mogła sobie pozwolić na zaniedbanie wypoczynku. A po nieprzespanej nocy napięcie, które panowało w jej małżeństwie, było ponad jej siły.

– Mamo! Tato! – Krzyk wyrwał ją z otchłani farmaceutycznego snu. Płaczliwy głos Hannah dobiegał z niewielkiej odległości. Uniósłszy ciężkie powieki, ujrzała córkę stojącą w nogach łóżka. Wysoka, ładna nastolatka, ubrana w koszulę nocną przypominającą bluzę futbolisty, z numerem dwadzieścia osiem. Miała dziś szesnaste urodziny i z tej okazji wyprawiała piżama party. Co tu robiła w środku nocy? Dlaczego płakała?

Kim walczyła o odzyskanie pełnej przytomności umysłu, czując, że stało się coś bardzo niedobrego. Po policzkach Hannah płynęły strumienie łez; jej ręce były pokryte czymś ciemnym i mokrym, połyskującym w nikłej ledowej poświacie radiowego budzika. Krew.

KIM
TAMTEGO DNIA

– Chyba czas obudzić naszą królewnę? – Słowa zawisły w chłodnym powietrzu poranka.

Kim oparła łokcie o kuchenny blat i napiła się kawy, czekając na reakcję męża.

– Niech pośpi. W końcu ma dziś urodziny – powiedział wreszcie, nie odwracając głowy od monitora.

Kim zerknęła na cyfrowy zegar kuchenki: ósma trzydzieści siedem – niestosowna pora, aby budzić nastolatkę w jakikolwiek sobotni poranek, a co dopiero w jej urodziny. Szesnaście lat… Mój Boże, kiedy to zleciało? Pozwoliła sobie na chwilę nostalgii, wracając pamięcią do tamtego ponurego marcowego dnia, kiedy jej córka przyszła na świat. Miała wrażenie, że to było wczoraj, a zarazem że minęła cała wieczność. Różowe wierzgające stworzonko, które urodziła z takim trudem, przeobraziło się w wysoką, piękną młodą kobietę… Kim również się zmieniła, choć jej fizyczna transformacja była mniej spektakularna – nie wyglądała na swoje czterdzieści sześć lat, ale o sześć lub nawet siedem lat młodziej dzięki regularnym treningom pilates, świeżo wyciskanym sokom oraz mądrze dawkowanej pomocy medycyny estetycznej. W każdym razie nie była już naiwną, pełną nadziei trzydziestolatką. Dorosła – tak samo jak Hannah.

Jeff nieprzerwanie stukał w klawiaturę laptopa.

– Wciąż pracujesz nad tą prezentacją? – Nie udało się jej ukryć lekkiej irytacji, która jednak umknęła uwadze Jeffa. Ostatnio nie dostrzegał prawie nic, co dotyczyło Kim. Mogłaby naga stanąć na rękach na grzbiecie jednorożca, a on nadal dziobałby w tę swoją klawiaturę.

– Aha. – Pozostał skupiony na pracy, jak gdyby spędzał dzień powszedni w swoim biurze w Palo Alto, a nie sączył sobotnią kawę w domowym zaciszu w towarzystwie żony. Najwyraźniej zapomniał, że sobota to czas odpoczynku i pielęgnowania rodzinnych więzi. Zresztą Kim też nie zależało na pielęgnowaniu ich osiemnastoletniego małżeństwa. Po zeszłorocznym incydencie ledwie zachowywała pozory uprzejmości – utrzymywanie rodzinnej sielanki nie wchodziło w grę. Niemniej poczuła się zlekceważona. Zazdrościła mężowi, że potrafi bez reszty zaangażować się w swoją pracę, która polegała na zaopatrywaniu przedsiębiorców w oprogramowanie finansowe. Zazdrościła mu niezłomnej wiary w sens tego, co robi jako dyrektor w Fin-Tech Solutions. On naprawdę uważał, że bez jego nieustannej uwagi cała amerykańska gospodarka legnie w gruzach.

– Ja też trochę popracuję – oświadczyła, podnosząc się z kuchennego stołka.

Stukanie w klawisze ucichło.

– Jeszcze kawy? – Jeff stanął obok ekspresu przelewowego.

– Nie, dziękuję. Zawołaj mnie, kiedy Aidan wstanie. Zrobię mu jajecznicę.

– Jeżeli to dziś nastąpi. Ten dzieciak mógłby spać kilka dni bez przerwy.

– Ma trzynaście lat. Rośnie.

Z kubkiem do połowy wypełnionym letnią już kawą, Kim w domowych pantoflach przeszła przez przestronny salon z dużymi oknami, za którymi rozciągał się oszałamiający widok na Zatokę San Francisco. Gabinet – nieduże, schludne pomieszczenie, w którym wykonywała swoje zlecenia jako copywriter – mieścił się w głębi domu, urządzonego przez architekta wnętrz, pomiędzy pralnią a piwniczką na wina. „Tylko po to, żeby nie wypaść z rynku”, wyjaśniła, kiedy Jeff zwrócił jej uwagę, że jego zarobki w zupełności wystarczą na utrzymanie rodziny. „Może kiedyś będę chciała wrócić. Jak dzieci dorosną”.

Dzieci – obecnie w wieku trzynastu i szesnastu lat – nie wymagały już opieki, lecz ona wciąż nie zdecydowała się na powrót do pracy na pełen etat w agencji reklamowej. To było zajęcie dla dwudziestoparolatków – gotowych zostawać po godzinach, a później jeszcze prowadzić bujne życie klubowe i towarzyskie, które zazwyczaj wiązało się ze spontanicznym seksem z tym czy innym kolegą z pracy oraz kacem moralnym nazajutrz. Kiedyś, dawno temu, nawet jej odpowiadała taka forma spędzania czasu. Teraz miała ciężko pracującego męża, dwoje dużych, zdolnych dzieci i ogromny dom z lat pięćdziesiątych – gruntownie wyremontowaną i nowocześnie urządzoną rezydencję w Portero Hill (na bardziej pożądanym zboczu wzgórza, z panoramicznym widokiem, który podnosił wartość nieruchomości o jakiś milion dolców). Zamieniła stresujące, rozwiązłe życie na stabilność idealnego ogniska domowego. Zazwyczaj nie żałowała.

Usiadła na ergonomicznym krześle obrotowym i uruchomiła komputer. Ekran rozbłysnął magicznie, a ona poczuła w trzewiach dziwne łaskotanie – mieszaninę poczucia winy i ekscytacji. Cóż to za fenomenalna technologia, która pozwala kobiecie zasiąść w kapciach i szlafroku, z potarganymi włosami, bez makijażu, w odległości kilku metrów od własnego męża i nawiązać kontakt z kimś na drugim końcu miasta.

Otworzyła Messenger, żeby napisać do Tony’ego:

Pracujesz?

Wysłała krótką wiadomość, czując się jak rozemocjonowana nastolatka, która zaczepia swoją miłość z lat młodości.

Udaję. A Ty?

Poczuła, że jej serce przyspiesza.

Kończę coś.

Skłamała. Miała już tylko jednego stałego zleceniodawcę – trzeci co do wielkości sklep z odzieżą sportową w San Francisco – dla którego co dwa tygodnie przygotowywała nową gazetkę; zajmowało jej to jakieś siedem godzin w tygodniu, a rachunek wystawiała za piętnaście. Nie była jednak gotowa przyznać, iż jedynym powodem, dla którego znalazła się w swoim gabinecie w ten sobotni poranek, była chęć poflirtowania z grafikiem.

Co dziś robisz? – zapytał Tony.

Urodziny Hannah. Szesnastka.

Wszystkiego najlepszego dla Hannah.

Poczuła się nieswojo. Tony nie znał Hannah, nie było powodu, by składał jej życzenia. Nie pozwoliła mu wejść w swą osobistą sferę. Nie przedstawiła mu męża ani dzieci. Czy naprawdę oczekiwał, że przekaże córce życzenia od niego, jakby był jakimś przyszywanym wujkiem? Cóż za niestosowny pomysł.

Wcześniej Tony i Kim spotykali się mniej więcej raz na dwa tygodnie, zawsze w sprawach służbowych; odkąd nawiązali tę niezdefiniowaną relację, podwoili liczbę spotkań. Połączyła ich jakaś mglista nić porozumienia. W ich komunikacji nie było nic nieprzyzwoitego ani kompromitującego, ot zwykły, niewinny flirt; jeżeli nawet było w nim coś lekko zawstydzającego, to właśnie pewna niedojrzałość. Kontakt fizyczny ograniczał się do szybkiego uścisku na powitanie, dłoni położonej na ramieniu, żartobliwego kuksańca – cechowała go wymuszona niefrasobliwość. Zachowywali się jak para platonicznych przyjaciół, kumple ze studiów, rodzeństwo… Jedynie przyspieszone tętno Kim, kiedy słyszała jego głos, czytała wiadomości od niego lub wypowiadała jego imię, wskazywało na coś więcej. Płonęły jej wtedy policzki, a w dole brzucha czuła przyjemne ciepło.

Mogła tylko się domyślać, że Tony reaguje na nią podobnie, choć niekiedy jego zachowanie dawało jej do myślenia. Na przykład teraz: życzenia urodzinowe dla Hannah. W tych czterech słowach zawarł świadomość faktu, że Kim jest matką, żoną, kobietą, która prowadzi poukładane życie poza ich relacją. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że Tony też ma rodzinę, ale nie lubiła o tym myśleć. Nie chciała znać imion jego dzieci (Declan i Ruby). Nie chciała wiedzieć, że jego żona (Amanda) dużo pracuje, przez co większość obowiązków domowych – odbieranie dzieci ze szkoły, odwożenie ich na zajęcia pozalekcyjne, gotowanie obiadów – spada na Tony’ego, który jednocześnie pracuje nad swoimi projektami. Kim wolała myśleć o nim jak o samotnej wyspie – poza kontekstem rodzinnym. Nadeszła kolejna wiadomość.

Będzie impreza?

Tak. Kilka koleżanek, pizza i tort.

Pizza i tort? Jasne.

???

Przecież to szesnastolatki. Przemycą alkohol albo chłopaków.

Kim poczuła irytację. Tony nie znał Hannah. Nie miał powodu wrzucać jej do jednego worka ze wszystkimi bezmyślnymi szesnastolatkami, które znał z telewizji: zażywającymi narkotyki, rodzącymi dzieci w publicznych toaletach albo powodującymi śmiertelne wypadki drogowe. Traktowała poważnie swoje rodzicielskie obowiązki, a jej dzieci były tego dowodem. Czytała poradniki, uczęszczała na kursy, złapała równowagę pomiędzy wprowadzaniem granic a pozwoleniem na wyrażanie własnej osobowości, pomiędzy formułowaniem oczekiwań a narzucaniem nadmiernej presji. Poza tym rozmawiała ze swoimi dziećmi o wszystkim. Miała za sobą pogawędkę z Hannah o rozmaitych nastoletnich wybrykach – od samookaleczeń i palenia marihuany po zaburzenia odżywiania i amfetaminę. Dogłębnie przedyskutowały zagrożenia związane z upijaniem się do nieprzytomności. Akurat tak się szczęśliwie złożyło, że jej siostrzeniec, mieszkający w Oregonie, upił się na jakimś przyjęciu, publicznie oddał mocz, po czym wylądował w szpitalu pod kroplówką. Naturalnie powiedziała córce, że urodziny mają być bezalkoholowe. „Oczywiście, mamo”, odparła Hannah, ponieważ nie pijała alkoholu. Być może Declan i Ruby są typowymi, zbuntowanymi nastolatkami, które piją, palą i nie szanują matki, pracoholiczki, oraz ojca flirtującego ze współpracowniczką pod przykrywką projektowania ulotek. Dzieci Kim są inne. Dobrze wychowane.

Muszę kończyć, napisała.

Rozdrażniona, skasowała konwersację i wróciła do kuchni. Tony wydawał się jej atrakcyjny, czarujący, zabawny… Jego zainteresowanie mile łechtało jej próżność, zwłaszcza w obliczu całkowitej obojętności własnego męża. Tymczasem ten komentarz uświadomił Kim, że właściwie się nie znają. Współpracowali ze sobą od sześciu miesięcy, ale przez cały ten czas nie odbyli ani jednej istotnej rozmowy. Albo omawiali sprawy zawodowe, albo flirtowali niczym nastolatki, używając skrótów w rodzaju „LOL”. Co w nią wstąpiło?

– Już skończyłaś? – spytał Jeff, nie odrywając wzroku od monitora, kiedy wróciła do kuchni.

– Nie miałam wiele do zrobienia. – Podeszła do ekspresu. – Zostawiłeś pusty dzbanek na rozgrzanej płycie.

– Nie chciałaś kawy.

– To nie znaczy, że masz roztrzaskać dzbanek albo puścić kuchnię z dymem.

Wreszcie na nią spojrzał.

– Czemu się czepiasz?

– Nie czepiam się – warknęła, po czym, kierując się ku szerokim schodom wiodącym do głównej sypialni, oświadczyła: – Idę pod prysznic.

– Potrzebujesz pomocy w przygotowaniach do przyjęcia?

Odwróciła się, udobruchana nieoczekiwaną propozycją, która przypomniała jej, że nadal stanowią zespół. Nieważne, jak wiele ich dzieli, jak bardzo ją zranił – są na siebie skazani. Spojrzała na jasne potargane włosy męża, na jego nieogoloną twarz, która wciąż miała chłopięcy wyraz, choć skończył już czterdzieści osiem lat. W głębi duszy żywiła nadzieję na odzyskanie tego, co niegdyś ich łączyło. Nagle pożałowała tych dziesięciu minut spędzonych w samotności na korespondowaniu z innym mężczyzną.

– Obiecałam Hannah tort z masłem orzechowym i czekoladą z cukierni na Cesar Chavez. Moglibyśmy się przejść. Słońce właśnie próbuje się przebić przez chmury.

– Umówiłem się z Grahamem. Idziemy na basen i pobiegać.

Zacisnęła zęby.

– W takim razie nie ma o czym mówić.

– W sierpniu triatlon! – zawołał za nią.

* * *

Przed dziesiątą czterdzieści audi Kim było wypełnione po dach niezdrowymi przekąskami, napojami, półmiskami warzyw oraz trzema bukietami świeżych fioletowych tulipanów – w ulubionym kolorze Hannah. W torebce od Gucciego spoczywało pudełko z bransoletką wartą pięć tysięcy dolarów, którą ona i Jeff postanowili podarować córce. W ich środowisku poprzeczka była zawieszona wysoko: jedna z koleżanek Hannah dostała na urodziny samochód; jej ojciec chwilę wcześniej odpłynął w ramiona higienistki dentystycznej, więc miał pewne winy do odkupienia. Kim uważała, że bransoletka z białego złota i diamentów jest mniej krzykliwym wyrazem miłości.

Ostatni przystanek to Tout Sweet – kolorowa cukiernia uwielbiana przez dzieciaki. Tutejsze makaroniki, pianki i bezy cieszyły się taką popularnością, że co rusz otwierano kolejny punkt; cukrowe oblężenie miasta. Właśnie skończyła zamawiać tort, gdy usłyszała za plecami czyjś głos:

– Kim?

Odwróciła się i natychmiast została zamknięta w uścisku.

– Mój Boże! Jak się masz?

Lisa. Matka Ronni, koleżanki Hannah. Przyjaźniły się kiedyś, gdy dziewczynki były małe, ale ta relacja została im niejako narzucona przez okoliczności. Tak naprawdę były skazane na swoje towarzystwo, kiedy pilnowały córek wyczyniających akrobacje na placach zabaw, chlapiących się w zasikanych basenowych brodzikach lub skaczących na dmuchanych pałacach. Czasami Kim zapraszała Lisę na kieliszek białego wina, gdy ta przyjeżdżała do nich odebrać Ronni. Wiele je różniło, lecz mimo to nawiązała się między nimi pewna nić porozumienia. Lisa była samotną matką zafascynowaną filozofią New Age, pracowała dorywczo i mieszkała z córką na południowym zboczu Portero, wprawdzie nie w mieszkaniu socjalnym, lecz zdecydowanie skromniej niż Sandersowie. Kim zależało na tym, by jej dzieci miały do czynienia z różnorodnością, dlatego posłała je do prywatnej szkoły z bogatą ofertą stypendialną. Oraz dawała dobry przykład, przyjaźniąc się z kimś o niższym statusie społeczno-ekonomicznym. Noblesse oblige.

– Lisa… Całe wieki cię nie widziałam.

– Wiem! Teraz, kiedy dziewczynki dorosły, w ogóle nie mamy okazji się spotkać.

Kim spojrzała na długie, pofalowane włosy Lisy, na jej opaloną skórę… Była tylko kilka lat młodsza, ale wciąż ubierała się w młodzieżowym stylu. W swoich balerinach i eleganckiej tunice poczuła się przy niej jak matrona.

– Świetnie wyglądasz.

– Zaczęłam surfować. Allan, mój nowy facet, jest miłośnikiem surfingu. Pracuje jako kucharz, więc jest bardzo kreatywny i energiczny. A także wysportowany – Lisa pochyliła się i dotknęła ramienia Kim – jeśli wiesz, co mam na myśli.

Owszem, wiedziała. Uniosła brwi i uśmiechnęła się z udawanym podziwem. Tak naprawdę była zażenowana tym nadmiarem szczerości, szczególnie że ona i Jeff nie uprawiali seksu od blisko roku.

– W maju zabieram się do roboty – ciągnęła Lisa. – Idę na kurs reiki i uzdrawiania dotykiem.

– To dobrze – odparła Kim z całym entuzjazmem, jaki zdołała z siebie wykrzesać. Lisa miała na swoim koncie kilka mądrych inwestycji w rynek nieruchomości, ale czy w obecnej sytuacji gospodarczej reiki to potrzebna umiejętność? Czy uzdrawianie dotykiem to plan Lisy na wykształcenie córki? Chociaż Ronni nigdy nie przejawiała zainteresowania studiami…

Nagle przypomniała sobie, czemu ich przyjaźń nie rozkwitła. Lisa była ekscentryczką. Wariatką. Dziwaczką. Wprawdzie nie miała łatwego życia – Kim bardzo jej współczuła bolesnych przeżyć – ale była zdecydowanie zbyt oderwana od rzeczywistości. W przeciwieństwie do pragmatycznej, mocno stąpającej po ziemi Kim. Toteż kiedy drogi dziewczynek się rozeszły, również ich kontakt stopniowo osłabł. Dopiero niedawno Ronni wróciła do towarzyskiego kręgu Hannah.

– Ronni wybiera się dziś na urodziny Hannah, prawda?

– Nie może się doczekać! Tak się cieszę, że odnowiły znajomość.

– Ja też – skłamała Kim. Już jako mała dziewczynka Ronni była przemądrzała wobec dorosłych i zdawała się dominować nad łagodną Hannah – typowa jedynaczka, wychowywana przez samotną matkę. W wieku szesnastu lat pozowała na światową i zblazowaną, epatowała znudzeniem i pogardą, typowymi dla dzisiejszych nastolatków.

– Praszam… – przerwała im nastoletnia sprzedawczyni. – Ma być jakiś napis na torcie? – Dziewczyna była bardzo podobna do Ronni: taka sama maska fluidu na twarzy, skrupulatnie wyrysowane brwi, rzęsy jak pajęcze odnóża i blade, błyszczące usta. Te dziewczęta przypominały lalki… seksowne lalki. Bardzo niepokojące.

Kim spojrzała na Lisę.

– Może: „16. urodziny Hannah, wszystkiego najlepszego”? Nie będzie obciachowo?

– Skąd! One tylko zgrywają twardzielki. W głębi duszy wciąż są małymi dziewczynkami.

Kim z uśmiechem uścisnęła jej dłoń. Wariatka, ale miła wariatka, pomyślała.

– Dobrze cię widzieć – powiedziała szczerze. – Może umówimy się któregoś dnia na kawę?

– Bardzo chętnie.

Już po kilku chwilach szła do samochodu, niosąc przed sobą pudełko z tortem, który nagle wydał się jej okropnie ciężki. Poczuła się słaba, pozbawiona energii i znacznie starsza, niż była w rzeczywistości. Spotkanie z Lisą sprawiło jej przyjemność – pozostały znajomymi mimo upływu lat i diametralnie różnych osobowości – ale ogarnęło ją poczucie monotonii własnego życia. Lisa zmieniała pracę, miała nowego mężczyznę, uprawiała surfing, tymczasem w życiu Kim od czasu narodzin Aidana nie wydarzyło się nic ekscytującego. Chyba że wziąć pod uwagę zeszłoroczny incydent, czego jednak nie zamierzała robić. Ekscytacja to nie to samo co katastrofa. Po prostu.

Umieściła tort w bagażniku, po czym zerknęła na zegarek. Hannah pośpi co najmniej do południa; zostało jeszcze trochę czasu do zabicia. Rozważała zabieg u kosmetyczki, ale od poprzedniego minął dopiero tydzień, a powtarzane zbyt często powodowały wypryski skórne. Mogłaby zrobić paznokcie u rąk i nóg, lecz nie miała przy sobie klapek. Zawahała się tylko przez chwilę, zanim wyjęła telefon i wybrała numer. Słuchała sygnału z przyspieszonym biciem serca.

– Tony Hoyle. – Jego głos jak zwykle wywołał rozkoszny dreszcz.

– Cześć. To ja.

– Cześć, Kim – odparł z przesadną uprzejmością. Najwyraźniej nie był sam, zapewne towarzyszyli mu Declan i Ruby. Może nawet żona. – Jak tam postępy w pracy?

– Szczerze mówiąc, mam pewien problem. – Zdała sobie sprawę, że oblała się potem i rumieńcem; ta gra była jej obca, a jednocześnie cudownie zakazana. – Może moglibyśmy się spotkać i omówić kilka rzeczy?

– Da radę. Gdzie i kiedy?

– Hm… teraz. W Farley’s.

– Świetnie. Wezmę laptopa z materiałami i wspólnie coś wymyślimy. – Rozłączył się.

Kim odeszła od parkometru z łobuzerskim uśmiechem. Jedna rozmowa telefoniczna cofnęła ją do czasów liceum.

HANNAH
TAMTEGO DNIA

Hannah zmrużyła oczy w promieniach przedpołudniowego słońca przenikających przez ażurowe zasłony. Szesnaście lat. Nareszcie – to była jej pierwsza myśl po przebudzeniu. Przeturlała się na skraj łóżka i sięgnęła po telefon. Mama zabroniła trzymać go w sypialni (docierały do niej opowieści o nastolatkach, które zarywały całe noce, pisząc esemesy!); na szczęście często zapominała tego dopilnować. Czternaście wiadomości z życzeniami! Nieźle, wziąwszy pod uwagę fakt, że większość jej rówieśników jeszcze spała. Sprawdziła serwisy społecznościowe i znalazła jeszcze więcej życzeń.

Otulona ciepłą, luksusową kołdrą, przez chwilę delektowała się spokojem. Zazwyczaj mama zrywała ją z łóżka o jakiejś nieludzkiej porze, zaganiała do nauki, pianina lub idiotycznych, nikomu niepotrzebnych prac domowych. Tego ranka panowała cisza. Matka zapewne poszła na pilates, ojciec pracuje albo trenuje, a młodszy brat, podłączony do jakiegoś urządzenia, przeżuwa śniadanie, poruszając pryszczatą szczęką. Idealna pora na refleksję.

Miniony rok był dla niej bardzo łaskawy, szczególnie ostatnie dwa miesiące, odkąd Noah obdarzył ją swoją uwagą. Jej życie zmieniło się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Z pełną naiwnością i prostotą przyjmowała zainteresowanie najpopularniejszego chłopaka w szkole. Nagle stała się kimś ważnym i podziwianym… Kiedy Noah uznał ją za godną uwagi, reszta szkoły poszła za jego przykładem. Łącznie z Ronni Monroe i Lauren Ross.

Obie były w jej wieku, lecz znacznie bardziej wyrafinowane. Zwłaszcza Lauren, która emanowała pewnością siebie, arogancją i odrobiną okrucieństwa, co – jak wie każdy licealista – stanowi zestaw cech świadczących o posiadaniu władzy. Hannah doskonale wiedziała, że Lauren poświęca jej swój czas wyłącznie z powodu kręcącego się wokół niej Noah, ale wierzyła, że zdoła przekuć owo zainteresowanie w prawdziwą przyjaźń. Mogła się wiele nauczyć od szkolnej gwiazdy pokroju Lauren, więc była gorliwą protegowaną.

W pewnym sensie przyjęcie do paczki najpopularniejszych dzieciaków w szkole nie stanowiło dla niej zaskoczenia. W podstawówce przyjaźniła się z Ronni Monroe, która jednak przeskoczyła ją w siódmej klasie – jej przedwcześnie bujne kształty przyciągały uwagę starszych kolegów. Hannah dojrzewała powoli. Noah był jej pierwszym chłopakiem; wcześniej była dosłownie niewidzialna dla płci przeciwnej. Poza tym matka Ronni pozwalała jej się malować i nosić krótkie szorty do szkoły, podczas gdy matka Hannah prowadziła kampanię przeciwko dojrzewaniu córki, zakazując jej przywdziewania skąpej odzieży, używania kredki do oczu, słuchania rapu oraz wszelkich aktywności, które mogłyby się przyczynić do „hiperseksualizacji” nastolatki. Kim bowiem obejrzała film dokumentalny na ten temat i od tamtej pory bez przerwy przynudzała o „epidemii seksualizacji nastolatek”, poczuciu własnej wartości i kobiecej sile. Taki oto pech prześladował Hannah.

Jej życie przed Noah może nie było nieznośne, raczej zwyczajnie… nudne. Kręciło się wokół szkoły, koszykówki, lekcji gry na pianinie – innymi słowy: polegało na spełnianiu oczekiwań rodziców. I nagle, jakieś dwa tygodnie po tym, jak zaczęła chodzić z Noah, podeszły do niej Lauren i Ronni. Bez szczególnego entuzjazmu zapytały, czy chce coś porobić. Hannah wiedziała, że to wielkie wyróżnienie. Od dwóch lat podziwiała szkolne królowe piękności, paradujące z nonszalancją pośród zwykłych szaraczków i patrzące na nie z góry. Hannah awansowała do grona szkolnych monarchiń.

Przywołała w głowie obraz Noah – jego leniwy uśmiech, błękitne oczy, mięśnie zarysowane pod czarną koszulką. Poczuła zabawne łaskotanie w dole brzucha i wsunęła dłoń w majtki. Podrapała się energicznie. Lauren i Ronni nalegały, żeby ogoliła sobie „tam” wszystkie włosy. Podobno robią tak wszystkie dziewczyny oprócz hipisek i fanatyczek religijnych. Tak jest bardziej higienicznie, seksownie i chłopcy to lubią – a w zasadzie wymagają tego. Hannah musiała przyznać, że włosy łonowe są obrzydliwe. Ale do diabła, jak to swędzi!

Noah jeszcze nie zapoznał się z tą bezwłosą częścią jej ciała. Mimo ogromnej powagi ich związku dotychczas tylko się całowali. Nie posunęli się dalej głównie z powodu braku sprzyjających okoliczności. Na imprezie u Tylera Harrisa pozwolili sobie na mały petting przez ubranie, ale Hannah wiedziała, że wkrótce Noah zacznie oczekiwać czegoś więcej. Według Lauren i Ronni niektórzy chłopcy zadowalają się pettingiem przez miesiąc czy dwa, jeśli dziewczyna naprawdę bardzo im się podoba, lecz jeśli nie jest gotowa na seks, choćby oralny, szybko tracą zainteresowanie. W zeszłe wakacje Noah chodził z Kennedy Weaver, z którą uprawiał seks dziesiątki razy. Hannah niedługo będzie musiała się z nim przespać, tak podejrzewała.

Po kolejnym gwałtownym ataku swędzenia postanowiła opuścić ciepłe łóżko. Nie dając sobie czasu na zmianę zdania, odrzuciła kołdrę i wystawiła ciało na pastwę chłodu. Ich nowoczesny dom był piękny – wszyscy tak mówili – ale miał betonowe podłogi, wysokie sufity i dużo przeszklonych przestrzeni, które nie sprzyjały utrzymaniu ciepła. Niemal straciła czucie w stopach, drepcząc szybko w stronę podwójnej łazienki, którą dzieliła z Aidanem. Pośpiech był konieczny. Nie tylko po to, żeby uchronić stopy przed odmrożeniem, ale też dlatego, że czekało ją jeszcze mnóstwo przygotowań przed imprezą.

Żeby się zrelaksować, weszła pod prysznic. Nadchodzący wieczór był znaczący dla jej pozycji w szkole. Przyjdą najpopularniejsze dziewczyny z Hillcrest, a także jej dwie „stare” przyjaciółki. Marta i Caitlin były grzecznymi dziećmi, takimi jak ona, ale ostatnio ich niedojrzałość zaczęła jej przeszkadzać. Nie żeby się ich wstydziła, po prostu miała nadzieję, że nie zrobią nic głupiego w obecności jej nowych, wyluzowanych koleżanek. To nie miał być kinderbal – zresztą Lauren i Ronni jasno sprecyzowały swoje oczekiwania…

* * *

Podeszły do niej rano, kiedy chowała książki do szafki.

– Hej, jubilatko. – Lauren uściskała ją jako pierwsza. W ramionach Hannah była drobniutka niczym mała dziewczynka. Dziecko o zaokrąglonych biodrach, jędrnych piersiach i talii osy. Dziecko o długich włosach koloru miodu, zaspanych, seksownych oczach i lśniących, wydętych usteczkach.

– To dopiero jutro.

– Szczegół – skwitowała Ronni, następna w kolejce do przytulania. Była wyższa od Lauren, ale również drobna, do tego miała nieproporcjonalnie duże piersi, które wzbudzały zazdrość Hannah. Jej oliwkowa cera pod starannym makijażem była nieskazitelna, a włosy ciemne i lśniące. Ojciec Ronni był w połowie Portorykańczykiem czy może Gwatemalczykiem – coś w tym rodzaju. Przynajmniej przekazał jej dobre geny, zanim zniknął z jej życia. W porównaniu z Lauren i Ronni Hannah zawsze czuła się wielka i niezdarna. Ale też wyróżniona. Mimo wszystko została przez nie wybrana – niczym najładniejszy kociak z miotu, najbardziej urocze szczenię. Dostała złoty bilet do Hollywood.

Pochwyciła zazdrosne spojrzenie Sarah Foster, która właśnie je mijała. Sarah była wysoką, chudą blondynką. Miała nienaganny styl i umawiała się tylko z właściwymi chłopakami. Przez chwilę dostąpiła zaszczytu orbitowania w blasku Lauren i Ronni, ale coś się zepsuło. Plotka głosiła, że Sarah flirtowała z chłopakiem, który interesował Lauren, lecz plotkom nie można do końca ufać. Lauren Ross obgadywało mnóstwo ludzi. Małych, zawistnych ludzi, którzy nie dorastali jej do pięt.

– Co się gapisz? – warknęła Lauren, która również zauważyła Sarah.

Dziewczyna przyspieszyła i wkrótce wtopiła się w tłum na korytarzu.

Lauren i Ronni zachichotały porozumiewawczo.

– Zdzira – mruknęła Ronni.

Tymczasem Lauren ponownie skierowała uwagę na Hannah.

– Nie mogę się doczekać jutra.

– Zaszalejemy – dodała Ronni.

– Totalnie – potwierdziła Hannah, ale jej żołądek ścisnął się z nerwów. Jakim cudem zdoła wyprawić szaloną imprezę pod jednym dachem z najsurowszą matką w okolicy? Już dostała wytyczne: żadnego alkoholu, narkotyków, chłopców, korzystania z Internetu bez nadzoru i filmów dla dorosłych. Czy pizza i filmy bez ograniczeń wiekowych spełnią oczekiwania Lauren i Ronni? Będą chichotać i plotkować na nudnym, dziecinnym przyjęciu Hannah? Już sobie wyobrażała ich reakcję: Czy ona kończy dwanaście lat? Pizza i Igrzyska śmierci? Serio?

– Mamy dla ciebie prezent – oznajmiła Lauren.

– Dla ciebie i dla Noah – uzupełniła Ronni.

Zapewne coś związanego z seksem, pomyślała Hannah. Paczka prezerwatyw? Jakiś erotyczny gadżet? Smakowy lubrykant? O matko…

– Jaki? – Jej głos, pomimo starań, zdradzał napięcie.

– Zobaczysz jutro – odparła Lauren. – A co dostałaś od Noah?

Hannah się zaczerwieniła.

– Nic. Jeszcze się z nim nie widziałam, ale mówiłam, żeby nic mi nie kupował…

– Czego chcesz? – warknęła Ronni znienacka.

Hannah potrzebowała chwili, żeby się zorientować, że warknięcie skierowane było do właściciela sąsiedniej szafki, Raymonda Suna.

Intelektualista Raymond stanął niepewnie, ponieważ koleżanki Hannah zagradzały mu dostęp do szafki numer 71.

– Ja tylko… Książkę do matmy – wydukał nerwowo.

– Za sekundę – powiedziała lekceważąco Lauren, po czym zwróciła się do Hannah: – Co jutro pijemy?

Hannah poczuła, że ogarnia ją fala paniki.

– Może wódkę? Czy wolicie rum?

– Wódka nie ma kalorii – oświadczyła Ronni.

– Hm… – Raymond nieśmiało postąpił krok do przodu. – Zaraz będzie dzwonek. Mam matmę.

– Wyluzuj, pacanie – fuknęła pogardliwie Lauren.

– Weźmiesz swoje jebane książki, kiedy skończymy rozmawiać – syknęła Ronni.

Lauren oparła się o szafkę Raymonda.

– Wszystko mi jedno, co będziemy pić albo ćpać…

– Byle sponiewierało – dokończyła Ronni.

– Otóż to. – Hannah wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, kątem oka obserwując Raymonda Suna, który z rezygnacją pokręcił głową i odszedł.
(…)

Dodaj artykuł do:
(dodano 25.10.18, autor: blackrose)
Dział literatura
Tagi: Złe towarzystwo, fragment, Robyn Harding
KOMENTARZE:
Aby dodać komentarz musisz się zalogować
Logowanie
Po zalogowaniu będziesz mieć możliwośc dodawania swojej twórczości, newsów, recenzji, ogłoszeń, brać udział w konkursach, głosować, zbierać punkty... Zapraszamy!
REKLAMA
POLECAMY

NEWSLETTER

Pomóż nam rozwijać IRKĘ i zaprenumeruj nieinwazyjny (wysyłany raz w miesiącu) i bezpłatny e-magazyn.


Jeśli chcesz otrzymywać newsletter, zarejestruj się w IRCE i zaznacz opcję "Chcę otrzymywać newsletter" lub wyślij maila o temacie "NEWSLETTER" na adres: irka(at)irka.com.pl

UTWORY OSTATNIO DODANE
RECENZJE OSTATNIO DODANE
OGŁOSZENIA OSTATNIO DODANE
REKOMENDOWANE PREMIERY
1
Kasia Nova
2
Vampire Weekend
3
My Dying Bride
4
Ghostkid
5
Chaka Khan
6
Marcin Pajak
7
Bruce Springsteen
8
Shakira
9
Charles Lloyd
10
Deep Purple
1
Jan Jakub Kolski
2
Christian Petzold
3
Grzegorz Dębowski
4
Krzysztof Łukaszewicz
5
Emily Atef
6
Sam Taylor-Johnson
7
Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett
8
Louise Archambault
9
Wim Wenders
10
Hae-yeong Lee
1
Michael Sowa
2
Agnieszka Jeż
3
Kamila Cudnik
4
Claire Castillon
5
Namina Forna
6
George M. Johnson
7
Daniel Gibbs, Teresa H. Barker
8
Samuel Bjork
9
Laura Passer
10
Rebecca Yarros
1
Katarzyna Baraniecka
2
reż. Mariusz Treliński
3
Beth Henley / reż. Jarosław Tumidajski
4
Gabriela Zapolska
5
Opera Krakowska w Krakowie
6
Marta Abramowicz / reż. Daria Kopiec
7
Rodion Szczedrin
8
Michaił Bułhakow
9
Jarosław Murawski
10
Dale Wasserman
REKLAMA
ZALINKUJ NAS
Wszelkie prawa zastrzeżone ©, irka.com.pl
grafika: irka.com.pl serwis wykonany przez Jassmedia