Fragment świątecznej powieści obyczajowej "Moja magiczna Praga" Isabelle Broom

Przedstawiamy poniżej fragment malowniczej powieści obyczajowej, zatytułowanej "Moja magiczna Praga" spod pióra Isabelle Broom.

Śnieg zaczął padać, gdy zrobiło się ciemno, a wraz z nim zapadła cisza. Ta magiczna, niemal eteryczna cisza, która chyba zawsze towarzyszy delikatnie prószącym płatkom, jakby wszyscy mieszkańcy świata zatrzymali się, żeby podziwiać ich piękno.

Jednej osoby śnieg jednak nie poruszył, nawet na niego nie patrzyła. Stała przy murku na brzegu mostu, z wilgotnym brukiem pod podeszwami butów i oddechem zamarzającym w ostrym, nieruchomym powietrzu i czuła, że przyciąga ją ciemna masa wody w dole.

Jakby to było do niej skoczyć? – zastanawiała się. Czy rzeka przebije ją swoimi lodowatymi palcami, czy ona będzie kaszleć i pluć, i wymachiwać rękami nad głową; czy może nie poczuje nic prócz ulgi? Ta druga wizja była rozkosznie kusząca. Ostatnie dni ją wyczerpały, była zmęczona. Zmęczona zamieszaniem, zmęczona niepewnością i zmęczona bólem.

Usłyszała, że zegar zaczyna bić i zamknęła oczy, a pojedyncze uderzenia wprawiały w drganie jej wnętrzności z niezamierzoną nieodwołalnością: odliczanie do beznadziei, symfonia rozpaczy. Śnieg padał teraz mocniej i nie widziała nic przez łzy.

Wystarczy podnieść nogę, przesunąć ją poza krawędź, ostatni wdech i jeden skok. W minutę może być po wszystkim.
Wysoko ponad mostem, ponad napęczniałymi od śniegu chmurami, na niebie wygodnie i dumnie rozsiadł się księżyc. Z góry świat wydawał się zaledwie kolorowym punkcikiem w oceanie czerni, jasnym kamykiem życia i miłości, i smutku, i radości. Na moście blask księżyca był wszędzie, oświetlał pomniki i sprawiał, że plamy rozmazanego złotego blasku lśniły w ciemności na niebiesko.

Śnieg padał dalej.

Zegar uderzył ostatni raz, a z nim przyszła świadomość.

Wzięła głęboki oddech i oparła dłonie na kamiennym murze, żeby przytrzymać się przy wspinaniu. Ale kiedy jej stopa oderwała się od ziemi, usłyszała krzyk.

To był on. Przyszedł.

(...)

Megan zwinęła dżinsy w kulkę i cisnęła nimi przez pokój, najmocniej jak mogła. Uderzyły o ścianę z rozczarowującym głuchym plaśnięciem i zsunęły się bezwładnie na podłogę, lądując na trzech koszulach i pięciu parach majtek, które odrzuciła już wcześniej.

W pakowaniu była zawsze dobra i się tym szczyciła. Starannie zwinięte ubrania, skarpetki wsunięte do butów, przybory toaletowe przelane do miniaturowych buteleczek i rozsądna ilość wolnego miejsca na zakupy zrobione w czasie wyjazdu.

Tym razem jednak cholernie się męczyła. Co zabrać na wyjazd z przyjacielem, który jest mężczyzną, ale nie tym najważniejszym? Mężczyzną, który pocałował cię po pijaku wieki temu, ale z którym nie chcesz się więcej całować. Mężczyzną, który zaprosił cię na wypad do Pragi na zupełnie platonicznych zasadach, ale który z całą pewnością jest wolny. Mężczyzną, z którym przyjdzie ci spędzić sam na sam sporo czasu w ciągu pięciu najbliższych dni. Mężczyzną, z którym będziesz musiała nawet dzielić łóżko.

To było trochę dziwne.

Megan nie chciała słuchać, kiedy przyjaciele mówili jej, że to wszystko skończy się płaczem. Cholera, nawet matka ją ostrzegała.

– Nie chcę, żeby biedak cierpiał – powiedziała. Jak to mama.

Zbyła ich, mówiąc, że wszystko jest w porządku. Ollie wiedział, że głupi pocałunek był jednorazowym wyskokiem i że są po prostu przyjaciółmi.

Mimo wszystko, dziwnie.

Powinna zapakować czarną suknię z głębokim dekoltem? Wyglądała w niej ładnie i lubiła ją nosić, ale czy Ollie nie pomyśli, że to znak, że chce, żeby zwrócił na nią uwagę? Nie zachęci go mimowolnie? A co z piżamą? Jeżeli zabierze nową satynową obszytą koronką, on może to wziąć za zielone światło i będzie myślał, że ma ochotę na przyjacielskie mizianki pod kołdrą. Jedyną alternatywą był paskudny komplet składający się z koszulki z krótkimi rękawami i spodenek, który gnił w szafie od studiów.

Nie chciała, żeby Ollie pomyślał, że jest niechlujna. Miała problem.

Koszulki na ramiączkach, które kiedyś były takie zwyczajne, teraz zionęły podtekstem, dżinsy, które leżały jej dobrze na pupie, nagle stały się wyzywające, a w kwestii wyboru bielizny… nie miała nawet pojęcia, od czego zacząć z tą stertą prowokujących, czerwonych płacht na rozjuszonego byka. Nie miała wyjścia, będzie musiała pójść do najnudniejszego sklepu z ciuchami w Londynie i kupić przykładną garderobę składającą się z najskromniejszych i najmniej sugestywnych ubrań, jakie mają. Super.
Telefon zabrzęczał jej w kieszeni. Wiadomość od Ollego.

„Mam nadzieję, że jesteś spakowana. Cieszę się na jutro”.

„Piwo na lotnisku o 6 rano, zgoda? Stawiasz. :-*”

O, Boże, dodał buziaka. Już się zaczęło.

Żuła wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią, aż w końcu zdecydowała się na:

„Spakowana od paru godzin, głupku. A stawiasz Ty”.

Żadnego buziaczka, o nie.

Westchnęła i porzuciła beznadziejne zadanie, jakim było pakowanie i wzięła aparat. Natychmiast zrobiła się spokojniejsza. Uwielbiała czuć jego ciężar w dłoniach, fakturę obudowy we wprawnych palcach, delikatne kliknięcie, kiedy ustawiała obiektyw w odpowiedniej pozycji i przypływ rozkoszy, kiedy w końcu naciskała wyzwalacz i utrwalała obraz. Uchwycona chwila, wspomnienie zachowane na zawsze, obraz świata, jakim go widziała.

Nic nie uszczęśliwiało Megan bardziej niż robienie zdjęć i wiedziała, że fotografia zawsze będzie jej największą miłością. Żaden mężczyzna ani przyjaciele, ani nawet – jej mózg zawahał się na chwilę – rodzina nie mogła z nią konkurować. Ten aparat stanowił taką samą część Megan jak jej kończyny, skóra, włosy i dusza i wystarczyło, że go trzymała, stojąc wśród stosu rozrzuconych ubrań, żeby poczuła się lepiej.

Kiedy Ollie oznajmił, że w następnym semestrze będzie uczył swoją klasę ośmiolatków o Pradze, zaproponował Megan, żeby wybrała się z nim na wycieczkę szkoleniową w czasie tygodniowej przerwy na dokształcanie dla nauczycieli. Jako jego nieoficjalna fotografka przeprowadziła dokładne rozpoznanie przed podjęciem decyzji i miasto wydało jej się zjawiskowe. Te wszystkie brukowane uliczki, pomniki, nie wspominając o pięknej Wełtawie przepływającej przez sam środek miasta. Praga była też pełna perełek architektonicznych, nawet sprzed trzynastego wieku i Megan czuła na rękach gęsią skórkę z przejęcia za każdym razem, gdy o tym myślała.

Była pewna, że wyjazd ją zainspiruje i w końcu zacisnęła zęby, zebrała się w sobie i zarezerwowała miejsce na majowej wystawie przy South Bank tu, w Londynie. Miał to być jej pierwszy duży wernisaż w stolicy i, ponieważ do Bożego Narodzenia było tylko kilka tygodni, nieźle sobie radziła, zostawiając zapas czasu – ale tak lubiła pracować.

Ustalanie terminów, tworzenie list, mobilizowanie się, żeby się zebrać i wyjść, zagospodarować jakoś dzień, osiągnąć coś, cokolwiek – to była cała Megan.

Jej telefon znowu zabrzęczał.

„Właśnie pomyślałem – może pojedziemy na lotnisko razem? Taksówka ode mnie? :-*”

Odłożyła aparat i jęknęła. Mogła winić tylko siebie za to, że zgodziła się na lot o tak nieludzkiej porze, ale nie chciała dodatkowo pozbawiać się snu, żeby o piątej rano maszerować do Ollego. I znów dodał buziaka.

„Przyjdź do mnie, będzie prościej”.

Wcisnęła „wyślij ” i czekała, patrząc, jak przychodzi potwierdzenie doręczenia wiadomości. Jak przypuszczała, na odpowiedź Ollego nie musiała długo czekać.

„OK, Szefowa. :-* :-*”

Dwa buziaki?

Przez resztę popołudnia się ociągała. Stwierdziła kategorycznie, że kupowanie nudnych ciuchów, których nigdy więcej nie założy, jest skończonym absurdem, spakowała się, potem przepakowała walizkę, a później przez całe dwadzieścia minut rozważała, czy zawracać sobie głowę goleniem nóg. Kiedy była już umyta, wymuskana, spakowana i usiadła przed telewizorem z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni, dochodziła dziesiąta. Skoro Ollie miał się zjawić o piątej rano, powinna niedługo spróbować się przespać, choć zostało pół butelki czerwonego wina.

Nie ma sensu zostawiać resztek, skoro wyjeżdża na pięć dni – czyste marnotrawstwo.

Na dźwięk dzwonka mało nie wylała tego, co miała w kieliszku.

– Jasna dupa – wymruczała, wzięła kij bejsbolowy, który trzymała przy szczycie schodów i owinęła się mocniej luźnym swetrem. Mieszkała w północnym Londynie od ponad dziesięciu lat i jeszcze nigdy jej nie okradli, nie napadli ani się nie włamali, ale dziewczyna, która mieszka sama, powinna dmuchać na zimne.

– Kto tam? – krzyknęła zza drzwi.

Usłyszała cichy chichot, a później znajomy głos Ollego:

– Mężczyzna z twoich najdzikszych marzeń.

Opuściła kij , uchyliła lekko drzwi i spojrzała gniewnie przez szparę na swojego przyjaciela w okularach.

– Jesteś trochę za wcześnie, nie uważasz?

– W sensie? – Ollie był na tyle przyzwoity, że przez chwilę miał zdezorientowaną minę, a Megan zauważyła, że przy nogach ma walizkę.

– Myślałam, że przyjdziesz rano.

– I że będę się tu człapał z Putney o piątej rano? Chyba mnie o to nie podejrzewałaś? Myślałem, że chciałaś, żebym u ciebie przenocował.

Nie wyglądał, jakby kłamał, i Megan otworzyła drzwi trochę szerzej.

– Będziesz musiał spać na kanapie – powiedziała, starając się nie przejmować tym, że ma na sobie puchate kapcie psy i zero makijażu.

Ollie przeciągnął walizkę przez próg, a Megan przepuściła go przodem po schodach. Powiedziała, że chce dokładnie zamknąć drzwi, ale tak naprawdę nie chciała, żeby po drodze na górę gapił się na jej tyłek. Przyłapała go na tym kiedyś, kiedy, na swoje nieszczęście, założyła bardzo obcisłe dżinsy, ale nie miała pojęcia, co go tak zauroczyło.

Jeżeli miałaby wybrać jedno słowo, żeby opisać swój tyłek, byłoby nim: gigantyczny.

– Nalej sobie wina – powiedziała, gdy znaleźli się na górze, już żałując kolejnego kieliszka, który miała zamiar wypić. Ale przecież, przypomniała sobie, przez kilka najbliższych dni mogą pić, ile tylko chcą. – Praga słynie ze swoich piwiarni.

Jakby czytając jej w myślach, Ollie wzniósł „pierwszy z wielu” toastów, stukając się z nią kieliszkiem, a ona po raz pierwszy pozwoliła sobie uśmiechnąć się do przyjaciela. W Olliem podobało jej się wiele: był wysoki, miał gęste kasztanowe włosy i pamiętał, żeby je myć, miał dobrą pracę, która dostarczała codziennie wielu zabawnych anegdot, dzwonił regularnie do rodziców, nie z musu, był zabawny i był jednym z najlepszych, najbardziej lojalnych przyjaciół, jakich miała.

– Myślisz, że będzie dziwnie?

Nie zamierzała tego mówić, ale cieszyła się, że to zrobiła, gdy Ollie uśmiechnął się do niej i położył dłoń na jej ramieniu, żeby ją uspokoić.

– Nieee. – Wzruszył ramionami. – Będzie fajnie.

Zdjął już wcześniej okulary, bo mu zaparowały, jak zawsze w jej tropikalnym salonie. Grzejnik zepsuł się lata temu i ciągle był do końca rozkręcony, ale Megan, w odróżnieniu od wszystkich biedaków, którzy odważyli się wejść do jej jaskini, zdążyła się do tego przyzwyczaić.

Oczy Ollego są chyba jego największym atutem, stwierdziła. Miały jasnoorzechowy kolor, podkreślony przez piegi. Ona, dla odmiany, miała małe oczy w kolorze raczej nieinspirującej, chodnikowej szarości.

Cisza, która z niewiadomego powodu stawała się coraz głośniejsza, zrobiła się niezręczna i Megan wypełniła ją, opowiadając mu o swoich planach związanych z nową wystawą. Nie wybrała jeszcze tematu, powiedziała, ale miała nadzieję, że w Pradze znajdzie natchnienie, jakiego potrzebuje. Ale nie wyjaśniła mu, dlaczego właściwie ta wystawa tyle dla niej znaczy. To mogło poczekać na inny dzień.

– Brzmi wspaniale – powiedział Ollie, dopijając wino i rozlewając do kieliszków niewielką ilość, która została.

Zawsze ją wspierał w pracy, między innymi dlatego tak lubiła jego towarzystwo. – Ale zrobimy coś wyjątkowego z okazji moich urodzin, co? – Ollie spojrzał na nią pytająco.

– Hm…

– Miesiąc temu skończyłem trzydzieści pięć lat, a na razie nie dostałem od ciebie nawet kartki. Trzydzieści pięć lat to ważny etap. Dlatego nalegam, żebyś zaprosiła mnie na kolację do najbardziej eleganckiej restauracji z gulaszem w całej Pradze.

– Idiota – powiedziała, zastanawiając się w duchu, czy zdąży ukradkiem zajrzeć do Internetu, wyszukać restaurację w Pradze i zarezerwować dla nich stolik przed wylotem. Przypuszczała, że pewnie nie.

– Tylko się z tobą droczę. – Trącił jej nogę stopą, a ona zauważyła jego jaskraworóżowe skarpetki. – A może w zamian jeszcze jedno całowanko?

Nie mogła się powstrzymać, skrzywiła się.

– Ollie… – zaczęła, ale on uniósł dłoń.

– Wiem, wiem, jesteśmy przyjaciółmi i nie będzie żadnych takich. Zapewniam cię, że tylko żartowałem, Meg.

Zmrużyła oczy, patrząc na jego rozbawioną minę.

– Tak łatwo cię wrobić – powiedział Ollie, wsuwając okulary na nos.

Megan nagle dopadło wspomnienie tego pierwszego razu, gdy siedzieli obok siebie na jej kanapie, kiedy znali się dopiero kilka godzin. Wtedy też szumiało jej w głowie od wina, ale konsekwencje były zupełnie inne.

– Gorąco tu czy mi się zdaje? – mruknęła, unosząc wzrok na Ollego, który patrzył na nią z rozbawieniem.

– Zrobiłaś się zupełnie różowa na twarzy, młoda damo – powiedział, odbierając jej kieliszek i sam wypił zawartość.

– Dalej, pora spać. Jutro czeka nas bardzo długi dzień.

Zmusiła się, żeby podejść do szafy i wyciągnąć zapasową pościel, którą rzuciła na sofę obok niego i poczekała na zewnątrz na korytarzu, aż usłyszała, że zaczyna się rozbierać.

Ten wyjazd z całą pewnością będzie dziwny, uświadomiła sobie. Ale Megan Spencer najbardziej kochała wyzwania.

Dodaj artykuł do:
(dodano 09.11.23, autor: blackrose)
Dział literatura
Logowanie
Po zalogowaniu będziesz mieć możliwośc dodawania swojej twórczości, newsów, recenzji, ogłoszeń, brać udział w konkursach, głosować, zbierać punkty... Zapraszamy!
REKLAMA
POLECAMY

NEWSLETTER

Pomóż nam rozwijać IRKĘ i zaprenumeruj nieinwazyjny (wysyłany raz w miesiącu) i bezpłatny e-magazyn.


Jeśli chcesz otrzymywać newsletter, zarejestruj się w IRCE i zaznacz opcję "Chcę otrzymywać newsletter" lub wyślij maila o temacie "NEWSLETTER" na adres: irka(at)irka.com.pl

UTWORY OSTATNIO DODANE
RECENZJE OSTATNIO DODANE
OGŁOSZENIA OSTATNIO DODANE
REKOMENDOWANE PREMIERY
1
Jess Glynne
2
Neil Young, Crazy Horse
3
Def Leppard
4
Tomasz Makowiecki
5
Kasia Nova
6
Vampire Weekend
7
My Dying Bride
8
Enej
9
Jennifer Lopez
10
Bokka
1
Emily Atef
2
Grzegorz Dębowski
3
Hae-yeong Lee
4
Jan Jakub Kolski
5
Christian Petzold
6
Justin Kuritzkes
7
Simon Cellan Jones
8
William Brent Bell
9
Louise Archambault
10
Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett
1
Katarzyna Baraniecka
2
reż. Mariusz Treliński
3
Beth Henley / reż. Jarosław Tumidajski
4
Gabriela Zapolska
5
Opera Krakowska w Krakowie
6
Marta Abramowicz / reż. Daria Kopiec
7
Rodion Szczedrin
8
Michaił Bułhakow
9
Jarosław Murawski
10
Dale Wasserman
REKLAMA
ZALINKUJ NAS
Wszelkie prawa zastrzeżone ©, irka.com.pl
grafika: irka.com.pl serwis wykonany przez Jassmedia