Fragment książki "Xenogenesis"

Żywa!
Wciąż żywa…
Znów żywa.
Przebudzenie jak zwykle było ciężkie. Skrajnie rozczarowujące. Za każdym razem ci się wydaje, że się dusisz, póki z ogromnym wysiłkiem nie wciągniesz do płuc wystarczającej ilości powietrza. Lilith Iyapo leżała zdyszana, dygocząc na całym ciele. Serce biło jej za szybko, za głośno. Skuliła się w pozycji embrionalnej, jakby chciała je zatrzymać w środku. Bezsilna. Ukłucia dojmującego bólu sygnalizowały, że do kończyn wraca krążenie.
Gdy pogodzone ze wskrzeszeniem ciało doszło do siebie, rozejrzała się. Pomieszczenie wydawało się dość ciemne, choć nigdy dotąd nie doświadczyła Przebudzenia w półmroku. Nie, poprawiła się w myślach, nie wydaje się ciemne – po prostu takie jest. Poprzednim razem postanowiła, że wszystko, co zobaczy i czego doświadczy, uzna za rzeczywistość. Tyle razy się zastanawiała, czy nie jest szalona, odurzona czymś, chora lub ranna, ale jakie to miało znaczenie? Żadnego, skoro była skazana na tę niewolę, bezradna, samotna i pogrążona w niewiedzy.
Wciąż oszołomiona usiadła chwiejnie i rozejrzała się po pokoju.
Ściany miał jasne – białe albo szare. Łóżko takie jak zawsze: twardy, choć lekko uginający się pod dotykiem podest, która zdawał się wyrastać prosto z podłogi. W przeciwległym końcu drzwi, zapewne prowadzące do łazienki. Zwykle ją dostawała. Dwukrotnie, kiedy musiała się obyć bez niej, załatwiała potrzeby w jednym z kątów.
Podeszła do drzwi, za którymi także nie było światła, wytężyła wzrok i przekonała się, że rzeczywiście zapewniono jej łazienkę – tym razem nie tylko z ubikacją i umywalką, ale nawet z prysznicem. Luksus!
Co jeszcze dostała?
Niewiele. W pokoju był jeszcze jeden podest, jakieś trzydzieści centymetrów wyższy od łóżka. Może pomyślany jako stół, choć brakowało krzesła. W każdym razie nie był pusty. Jedzenie dostrzegła najszybciej. Zwykle znajdowała grudkowatą owsiankę albo pozbawiony smaku gulasz w jadalnej miseczce, która ulegała biodegradacji, jeśli się nią wzgardziło.
Obok miseczki w półmroku majaczyło coś jeszcze. Dotknęła tego, nie rozpoznawszy kształtu.
Tkanina! Złożone ubranie. Podniosła je i roztrzęsiona wypuściła z rąk, po czym podniosła na nowo i zaczęła wkładać. Jasna bluza sięgająca ud i długie, luźne spodnie zrobione z tego samego chłodnego, niezwykle delikatnego materiału przywodzącego na myśl jedwab, choć nie sądziła, by rzeczywiście nim był. Bluza zapinała się i rozpinała bez trudu, jakby na rzep, choć żadnego rzepu Lilith nie dostrzegła. Podobnie było ze spodniami. Nigdy dotąd, począwszy od pierwszego Przebudzenia, nie dostawała ubrań. Prosiła, ale ci, którzy ją więzili, pozostawali głusi na prośby. Teraz, gdy wreszcie mogła się okryć, poczuła się bezpieczniej niż kiedykolwiek, odkąd była w niewoli. Wiedziała, że to złudne, lecz nauczyła się doceniać najmniejszą przyjemność, najdrobniejszy przyczynek do wzmocnienia pewności siebie.
Odpinając bluzę, przesunęła dłonią po długiej bliźnie na brzuchu. Dorobiła się jej między drugim a trzecim Przebudzeniem. Oglądała ją przerażona, zastanawiając się, co jej zrobili. Co i dlaczego zyskała lub straciła? Co jeszcze mogli zrobić? Nie rozpoznawała już siebie. Jej ciało nie należało do niej. Mogli je dowolnie kroić i zszywać bez jej zgody czy wiedzy.
Złościło ją, że podczas kolejnych Przebudzeń zdarza jej się czuć wdzięczność dla oprawców za to, że pozwalają jej spać, kiedy robią te rzeczy – i za to, że robią je dość dobrze, by oszczędzić jej bólu i kalectwa.
Potarła bliznę, przesunęła palcami po jej konturach. Potem usiadła na platformie łóżkowej i zjadła mdły posiłek, a na koniec miseczkę, bardziej po to, by poczuć w ustach coś konkretnego, niż dlatego, że wciąż była głodna. Następnie przystąpiła do swojej najbardziej rutynowej i najbardziej bezproduktywnej czynności – poszukiwania jakiejś szczeliny, jakiegoś głuchego dźwięku, jakiejkolwiek wskazówki dającej nadzieję na wydostanie się z więzienia.
Robiła to po każdym Przebudzeniu. Za pierwszym razem dodatkowo nawoływała. Wobec braku odpowiedzi zaczęła wrzeszczeć, potem płakać, wreszcie kląć, aż w końcu straciła głos. Uderzała w ściany, aż jej dłonie zalały się krwią i spuchły groteskowo.
Nie odpowiedział jej nawet szept. Dręczyciele odzywali się, kiedy byli gotowi, nigdy wcześniej. Nigdy też się nie pokazywali. Siedziała zamknięta w swoim boksie, a ich głosy dochodziły z góry, podobnie jak światło, choć nie dostrzegała ani głośnika, ani konkretnego źródła jasności… Ani wentylatora, mimo że powietrze było świeże. Wyobrażała sobie, że trzymają ją w wielkim pudle niczym szczura w klatce. Może stali nad nią i obserwowali ją przez lustro weneckie albo jakąś kamerę.
Dlaczego?
Gdy wreszcie zaczęli do niej mówić, zapytała ich o to, ale nie chcieli powiedzieć. Zamiast tego zadawali pytania. Początkowo proste.
Ile ma lat?
Dwadzieścia sześć, odpowiedziała w głowie. Czy wciąż mam tylko tyle? Jak długo mnie tu przetrzymują? Milczeli.
Czy miała męża?
Tak, ale już go nie ma. Odszedł dawno, bardzo dawno temu. Poza ich zasięg, poza ich więzienie.
A dzieci?
Boże. Jedno dziecko, które odeszło wraz z ojcem. Jednego syna. Jeśli istniały zaświaty, musiały być teraz bardzo zatłoczone.
A współrodzone? Dokładnie takiego słowa użyli.
Dwóch braci i siostrę. Prawdopodobnie zginęli razem z resztą rodziny. Matka? Od dawna nie żyła. Ojciec? Prawdopodobnie też. Ciocie, wujkowie, kuzyni, siostrzenice, bratankowie… nie inaczej.
Gdzie pracowała?
Nigdzie. Przez kilka krótkich lat zajmowała się synem i mężem. Gdy zginęli w wypadku samochodowym, wróciła na studia, by sprawdzić, co może zrobić ze swoim życiem.
Czy pamięta wojnę?
Idiotyczne pytanie. Jak ktoś, kto przeżył tę wojnę, mógłby ją zapomnieć? Garstka osób próbowała unicestwić całą ludzkość. I prawie jej się udało. Ona przeżyła dzięki łutowi szczęścia… ale co z tego, skoro została złapana i uwięziona przez nie wiadomo kogo? Obiecała, że odpowie na wszystkie pytania, jeśli wypuszczą ją z celi. Odmówili.
To może wymienią się odpowiedziami? Ona udzieli im swoich, oni swoich. Kim są? Dlaczego ją przetrzymują? Gdzie się znajduje? Nic z tego.
Milczała więc. Nie odpowiadała, ignorowała fizyczne i umysłowe próby, którym próbowali ją poddawać. Nie miała pojęcia, co jej za to zrobią. Potwornie się bała, że zostanie skrzywdzona. Czuła jednak, że musi zaryzykować wymianę, spróbować uszczknąć coś dla siebie, a jej jedyną kartą przetargową była współpraca.
Nie ukarali jej ani nie podjęli współpracy. Po prostu przestali do niej mówić.
Jedzenie wciąż pojawiało się w tajemniczy sposób, kiedy spała. Z kranów w łazience płynęła woda. Światło się świeciło. Poza tym jednak nie było nic, nikogo, żadnych dźwięków prócz tych, które sama wytwarzała, żadnych przedmiotów, które dostarczyłyby jej rozrywki. Tylko platformy pełniące funkcje łóżka i stołu. I choćby nie wiadomo jak się starała, nie dało się ich oderwać od podłogi. Plamy na powierzchniach szybko blakły, po czym całkowicie znikały. Godzinami daremnie próbowała rozmontowywać podesty. Była to jedna z czynności, które pozwalały jej zachować resztki rozumu. Drugą były próby sięgnięcia sufitu. Nie miała szans, by do niego doskoczyć, więc spróbowała rzucić weń najlepszą dostępną bronią – miseczką z jedzeniem. Zawartość rozprysnęła się po powierzchni, co oznaczało, że sufit nie jest projekcją czy iluzją, lecz czymś namacalnym. Nie wiadomo jednak, czy równie grubym jak ściany. Kto wie, może nawet był zrobiony ze szkła albo cienkiego plastiku?
Nigdy się tego nie dowiedziała.
Opracowała serię ćwiczeń fizycznych, które wykonywałaby codziennie, gdyby tylko potrafiła odróżnić jeden dzień od następnego albo dzień od nocy. Tak nie było, wykonywała je więc po każdej z dłuższych drzemek.
Spała sporo i była wdzięczna swemu ciału, że na naprzemienne stany lęku i znudzenia reaguje sennością. Z czasem jednak małe, bezbolesne przebudzenia z drzemek zaczęły ją rozczarowywać równie mocno jak Przebudzenia przez duże „P”.
Przebudzenia z czego? Z narkotycznego snu? Czym innym mogło to być? Nie została ranna w czasie wojny, nie potrzebowała pomocy lekarskiej ani o nią nie prosiła. A jednak znalazła się tutaj.
Śpiewała piosenki i przywoływała z pamięci przeczytane książki, obejrzane filmy i seriale, zasłyszane rodzinne opowieści, fragmenty własnego życia, które wydawało się tak banalne, gdy jeszcze mogła nim żyć. Wymyślała historie i kłóciła się sama ze sobą, zajmując przeciwne stanowiska w kwestiach, które kiedyś były dla niej szalenie ważne.
Czas mijał. Czekała cierpliwie. Odzywała się do porywaczy jedynie po to, by ich przekląć. Nie współpracowała. Czasami nie wiedziała, dlaczego właściwie się opiera. Co by się stało, gdyby odpowiedziała na ich pytania? Co miała do stracenia oprócz udręki, samotności i ciszy? A jednak uparcie odmawiała współpracy.
W końcu zaczęła mówić do siebie. Nie mogła powstrzymać słowotoku, jakby każda myśl, która jej przyszła do głowy, musiała być wypowiedziana na głos. Robiła, co w jej mocy, żeby być cicho, ale po chwili słowa znów zaczynały się z niej wylewać. Myślała, że traci rozum; że już go straciła. Rozpłakała się.
Gdy tak siedziała na podłodze i kołysała się, rozmyślając o własnym szaleństwie, do jej celi coś wpuszczono. Być może gaz. Osunęła się na plecy i ponownie zapadła w długi sen.
Po drugim Przebudzeniu, które nastąpiło godziny, dni, a może lata później, porywacze znowu zaczęli do niej mówić. Zadawali te same pytania co poprzednio, jakby robili to po raz pierwszy. Teraz odpowiadała na wszystkie, choć czasem kłamała. Długi sen podziałał uzdrawiająco. Przebudziła się bez potrzeby, by wypowiadać swoje myśli na głos, płakać albo siedzieć i kołysać się w przód i w tył, a jej umysł działał bez zarzutu. Aż nazbyt dobrze pamiętała długi okres ciszy i izolacji. Uznała, że już lepiej słuchać głosu bez twarzy.
Pytania stawały się bardziej złożone, a po kolejnych Przebudzeniach rozwijały się wręcz w rozmowy. Pewnego razu dokwaterowali jej dziecko – chłopczyka o długich, prostych, ciemnych włosach i szarobrązowej skórze, jaśniejszej niż jej własna. Nie znał angielskiego i śmiertelnie się jej bał. Wyglądał na odrobinę starszego od jej syna, Ayrego – mógł mieć jakieś pięć lat. Przebudzenie się obok niej w tym dziwacznym miejscu było pewnie najstraszniejszą rzeczą, jaka go w życiu spotkała.
Spędził wiele godzin ukryty w łazience albo wciśnięty w najdalszy kąt. Długo trwało, nim go przekonała, że nie jest groźna. Potem zaczęła go uczyć angielskiego, a on ją – swojego języka, którego nie rozpoznawała. Na imię miał Sharad. Śpiewała mu piosenki, a on błyskawicznie się ich uczył. Potrafił je zaśpiewać świetną angielszczyzną, niemal bez śladu obcego akcentu. Nie rozumiał, dlaczego ona nie robi tak samo, kiedy on śpiewa jej swoje piosenki.
W końcu się ich nauczyła. Podobało jej się to ćwiczenie. Każda nowość była na wagę złota.
Doceniała obecność Sharada, nawet gdy moczył się w ich wspólne łóżko albo się niecierpliwił, jeśli nie dość szybko pojmowała, co chce jej powiedzieć. Wyglądem i sposobem bycia niezbyt przypominał Ayrego, ale mogła go dotknąć. Nie pamiętała, kiedy ostatnio kogoś dotykała. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo jej tego brakowało. Martwiła się o niego i zastanawiała, jak go ochronić. Kto wie, co mu zrobili – albo co jeszcze mogli zrobić – ich prześladowcy. Ale była równie bezradna jak on. Kiedy przebudziła się po raz kolejny, już go nie było. Eksperyment dobiegł końca.
Na próżno błagała, żeby go oddali. Powiedzieli, że jest teraz z matką. Nie uwierzyła. Wyobrażała sobie, że siedzi zamknięty w osobnej maleńkiej celi, a jego błyskotliwy, pojemny umysł w miarę upływu czasu traci ostrość.
Tymczasem niezrażeni prześladowcy rozpoczęli kolejny cykl pytań i eksperymentów.

Dodaj artykuł do:
(dodano 17.09.25 autor: blackrose)
Dział literatura
Tagi: fragment, Butler Octavia E., Xenogenesis
KOMENTARZE:
Aby dodać komentarz musisz się zalogować
Logowanie
Po zalogowaniu będziesz mieć możliwośc dodawania swojej twórczości, newsów, recenzji, ogłoszeń, brać udział w konkursach, głosować, zbierać punkty... Zapraszamy!
REKLAMA
POLECAMY

NEWSLETTER

Pomóż nam rozwijać IRKĘ i zaprenumeruj nieinwazyjny (wysyłany raz w miesiącu) i bezpłatny e-magazyn.


Jeśli chcesz otrzymywać newsletter, zarejestruj się w IRCE i zaznacz opcję "Chcę otrzymywać newsletter" lub wyślij maila o temacie "NEWSLETTER" na adres: irka(at)irka.com.pl

UTWORY OSTATNIO DODANE
RECENZJE OSTATNIO DODANE
OGŁOSZENIA OSTATNIO DODANE
REKOMENDOWANE PREMIERY
1
Helloween
2
Matteo Bocelli
3
Tom Odell
4
Arjen Anthony Lucassen
5
The Hives
6
Anna Krzeszowiec
7
Twenty One Pilots
8
Il Volo
9
Jean-Michel Jarre
10
Sophie Ellis Bextor
1
Kate Woods
2
Anthony D'Ambrosio
3
Johannes Schmid
4
Ari Aster
5
Felipe Vargas
6
Michael Chaves
7
Burhan Qurbani
8
Robert Wichrowski
9
Ron Howard
10
Samuel Van Grinsven
1
Norbert Bajan
2
Jacek Mikołajczyk
3
Natalia Korczakowska
4
Ewa Platt
5
Krzysztof Pastor
6
Krzysztof Garbaczewski
7
Richard Chappell
8
Paweł Miśkiewicz
9
Alina Moś
10
Ewa Platt
REKLAMA
ZALINKUJ NAS
Wszelkie prawa zastrzeżone ©, irka.com.pl
grafika: irka.com.pl serwis wykonany przez Jassmedia