Fragment mrocznego i krwistego kryminału "Baron" Krzysztofa Jóźwika

Piątek, Kobyłocha k. Szczytna. ośrodek domków letniskowych.

- No i co, panie podkomisarzu? – zadrwił prokurator Jacek Zięba, mocniej przykładając pistolet do głowy sparaliżowanej ze strachu Klaudii. – Sytuacja bez wyjścia, prawda?
- Nie strzelisz do niej, draniu! – Kalinowski warknął w stronę znienawidzonego mężczyzny.
Napastnik trzymał Nowicką za ramię tak mocno, że aż pobielały mu kłykcie. Schował się za nią, traktując jej okryte ręcznikiem ciało jak żywą tarczę. Chwilę wcześniej wyszła spod prysznica i niczego się nie spodziewając, została zaatakowana i sterroryzowana.
Podkomisarz celował w ich stronę ze swojego służbowego p99. Nie miał czystego strzału i gdyby teraz nacisnął spust, mógłby trafić w Klaudię. Aż tak bardzo nie chciał ryzykować.
- Założysz się? – parsknął ironicznie Zięba, jakby wcale nie chodziło tutaj o ludzkie życie, tylko o jakąś pieprzoną zabawę.
Nie padła żadna odpowiedź.
Podkomisarz mocniej zacisnął palce na rękojeści pistoletu, z przerażeniem obserwując pełną bólu i strachu twarz dziewczyny, którą kochał. Dla której po raz drugi w swoim życiu chciał wszystko porzucić. Dla której był w stanie poświęcić nawet własne życie.
Kalinowski wiedział, że prokurator to psychopata, którego stać na wiele. On wcale nie kochał Klaudii, on chciał mieć ją na własność. Posiadać, jak jakąś rzecz. A teraz ona mu się wymykała i tracił nad nią kontrolę. W takiej sytuacji był nieobliczalny i mógł zrobić dosłownie wszystko.
Z tym człowiekiem nie było warto ryzykować.
- Czego chcesz? – Kalinowski zagrał na zwłokę, intensywnie się zastanawiając nad dostępnymi możliwościami pokonania przeciwnika, choć opcji miał niewiele.
Prokurator zarechotał.
- To chyba jasne? Odzyskać swoją własność.
Krzysiek tak właśnie myślał. Że tamten traktuje ją jak niewolnicę. Jak jakiś przedmiot.
- Klaudia zawsze była moja – wycedził Zięba, wciąż celując w głowę kobiety. – I będzie moja. Bez względu na przeciwności losu. Bez względu na jej dziwne zachcianki. Bez względu na ciebie, Kalinowski. Ja potrzebuję żony, a jej córka potrzebuje matki.
- Nigdy z tobą nie będę… – mruknęła ze złością Nowicka, ale urwała, bo Zięba momentalnie puścił jej ramię i mocno uderzył ją w okolicę nerek. Ręcznik prawie zsunął się z jej ciała. Kobieta jęknęła z bólu, a Kalinowski poczuł wzbierającą w nim falę wściekłości.
- Ty damski bokserze – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Szydercza mina Zięby stała się koszmarnie denerwująca.
Powietrze zgęstniało.
Napastnik mocniej ścisnął ramię kobiety. Spiął się, szykując do ostatecznej zagrywki.
- Liczę do pięciu – powiedział z groźbą w głosie. – Jeśli nie rzucisz broni, to pożegnasz się z piękną panią Klaudią.
- Nie zrobisz tego.
- Powtórzę jeszcze raz: założysz się?
Kalinowski oddychał bardzo szybko, czując ciśnienie krwi tętniącej pod czaszką. Jeszcze mocniej zacisnął spoconą dłoń na rękojeści pistoletu. Gdyby miał czystą pozycję, to celowałby gdzieś w klatkę piersiową Zięby. W najszersze miejsce na ciele człowieka. Nie chciałby go zabić, jedynie postrzelić, uniemożliwić mu zrobienie krzywdy Klaudii. Jego Klaudii. Ale prokurator chował się za nią. Ten tchórz wystawiał tylko głowę. Reszta ciała niknęła za sylwetką Nowickiej.
- Jeden!
- Ty skurwysynu… – zamruczał Kalinowski, zaciskając zęby.
Z oczu kobiety popłynęły łzy. Nic nie była w stanie powiedzieć. Patrzyła tylko na Krzyśka wzrokiem przepełnionym miłością. Wiedziała, że za chwilę może zginąć.
- Dwa!
- Nie zabijesz jej!!!
- Trzy!
- Zaczekaj, skurwielu jeden!!! Ty psycholu!!!
- Cztery!
- Nie!!!
- Pięć!
Padł strzał, a potem od razu drugi, odbijając się echem od ścian budynku.
Krzyk przerażonego człowieka wypełnił ściany domku letniskowego.
Niemalże jednocześnie zabrzmiał głuchy odgłos upadającego na drewnianą podłogę ciała.

Leżąca na pomoście kobieta w pierwszej chwili w ogóle nie skojarzyła tego dźwięku, który rozszedł się po ośrodku. Opalała twarz, rozkoszując się słoneczną pogodą i panującą o tej porze ciszą. Grupa dzieci z letnich kolonii miała jakieś zajęcia poza ośrodkiem, nikt akurat nie pływał w jeziorze, nikt nie puszczał głośnej muzyki.
To był prawdziwy, popołudniowy relaks.
Turystka trwała w głębokim letargu, więc ten dziwny dźwięk dotarł do jej świadomości dopiero po dłuższej chwili, z trudnością torując sobie drogę do odpowiedniego miejsca w pamięci.
Z czymś jej się kojarzył, ale leniwie pracujący umysł nie pozwalał zbyt szybko wyciągnąć odpowiednich wniosków.
„To brzmiało trochę jak strzał z kapiszonów” – pomyślała rozleniwiona. Przypomniała sobie ostatnią uroczystość jednego z jej siostrzeńców. Komunię. I strzały z zabawkowego pistoletu, kupionego pod kościołem.
„Te dzieciaki mogłyby uszanować ciszę i nie strzelać z kapiszonów w tym miejscu” – przeszło jej przez głowę.
„Już na szczęście jest cisza… Pewnie rodzice zabrali bachorowi pistolet…”
A potem znów zapadła w przyjemny letarg.

Gdyby kilkanaście minut później turystka nie przechodziła obok domku numer cztery, nikt zbyt szybko nie odkryłby ciała leżącego w kałuży krwi.
Kiedy kobieta zmęczyła się już słońcem, wstała z tarasu i postanowiła pójść coś zjeść.
Szła właśnie obok budynku, w którym mieszkała ta para wyglądających na mocno zakochanych ludzi. Już nie nastolatków, tylko dojrzałych i zdających sobie sprawę ze swoich pragnień osób. Kąpali się nago, sądząc, że nikt tego nie widzi. Chodzili za rękę, jak papużki nierozłączki. Uprawiali często seks, wydzierając się na cały głos. Jej to wcale nie przeszkadzało, ale pół ośrodka i tak to słyszało.
Kobieta zachichotała.
„Teraz też pewnie się bzykają” – pomyślała rozbawiona, kierując spojrzenie na ich samochód zaparkowany pod oknem sypialni.
Gdy mijała ich domek, zerknęła odruchowo w stronę drzwi i dostrzegła, że są otwarte na oścież.
Nic dziwnego. W końcu byli na wakacjach. A to był kameralny, zaciszny ośrodek. Turyści często otwierali główne wejście, wietrząc wnętrze domku.
Nagle turystka stanęła jak wryta i dosłownie zaparło jej dech.
Zauważyła, że w głębi budynku ktoś leży na podłodze. Nie wyglądało to zbyt dobrze. Jeśli ktoś upadł i uderzył się w głowę, to mógł stracić przytomność. Trzeba było natychmiast pomóc.
Z miejsca podjęła decyzję i weszła do środka. Doskoczyła do leżącego bez oznak życia człowieka. Gdy zobaczyła pod nim sporą plamę ciemnoczerwonej krwi, podniosła raban, krzycząc ile sił w płucach.

Dodaj artykuł do:
(dodano 19.11.25 autor: blackrose)
Dział literatura
Tagi: Krzysztof Jóźwik, Baron, fragment
KOMENTARZE:
Aby dodać komentarz musisz się zalogować
Logowanie
Po zalogowaniu będziesz mieć możliwośc dodawania swojej twórczości, newsów, recenzji, ogłoszeń, brać udział w konkursach, głosować, zbierać punkty... Zapraszamy!
REKLAMA
POLECAMY

NEWSLETTER

Pomóż nam rozwijać IRKĘ i zaprenumeruj nieinwazyjny (wysyłany raz w miesiącu) i bezpłatny e-magazyn.


Jeśli chcesz otrzymywać newsletter, zarejestruj się w IRCE i zaznacz opcję "Chcę otrzymywać newsletter" lub wyślij maila o temacie "NEWSLETTER" na adres: irka(at)irka.com.pl

UTWORY OSTATNIO DODANE
RECENZJE OSTATNIO DODANE
OGŁOSZENIA OSTATNIO DODANE
REKOMENDOWANE PREMIERY
1
Agnieszka Holland
2
Dan Trachtenberg
3
Sebastian Juszczyk
4
Wojciech Smarzowski
5
Paweł Podolski
6
Michał Kwieciński
7
Radu Jude
8
Maura Delpero
9
James Marquand
10
Solange Cicurel
1
Jacek Mikołajczyk
2
Natalia Korczakowska
3
Ewa Platt
4
Krzysztof Pastor
5
Krzysztof Garbaczewski
6
Richard Chappell
7
Paweł Miśkiewicz
8
Alina Moś
9
Ewa Platt
10
Ilaria Lanzino
REKLAMA
ZALINKUJ NAS
Wszelkie prawa zastrzeżone ©, irka.com.pl
grafika: irka.com.pl serwis wykonany przez Jassmedia