Rowan
Przez większość życia nienawidziłam matki, ale to jej twarz widzę, gdy tonę.
Twarz, którą widzę, gdy odzyskuję przytomność, jest inna. Ma ostre rysy, jest ogorzała i pobrużdżona. To właśnie na nią patrzę, gdy znienacka przetacza się przeze mnie fala bólu, i wiem, że twarz tego mężczyzny na zawsze będzie mi się kojarzyć z tym bólem. Za każdym razem, gdy zobaczę tę twarz, przypomnę sobie piekący ból, gdy byłam wleczona po skałach, rozszarpywana, a potem porzucona. Poczuję szarpiący ucisk w piersi, a doznanie będzie tak żywe, jakby to wszystko działo się na nowo. Jego twarz, powrót. Tonięcie.
Fen
Przypływa niesiona przez sztorm, wplątana w dryfującą stertę drewna. Dziewczyna dostrzega ją spomiędzy fok. Przebija się między tłustymi, rozespanymi cielskami i podchodzi do falującej linii wody. Niespokojne fale przysuwają kłębowisko bliżej, wraz z przypływem. Mlecznobiały kształt skąpany w blasku księżyca. To ręka, myśli. I włosy z wodorostów. Dłoń delikatnie zaciśnięta na kawałku drewna.
Dziewczyna brodzi w huczącej czerni. Nurkuje i wypływa. Sięga po tę bulwiastą rzecz, żeby ją uwolnić. Kiedy uderza stopą w piasek, wstaje i idzie, ciągnąc za sobą drewno. Fale sieką ją po udach i biodrach, ale ona umie poruszać się w wodzie tak, by nie dać się przewrócić. Przez cały ten czas szykuje się na coś przerażającego. Coś, co wszystko zmieni. Ale ostatnia fala wyrzuca kłąb na plażę i dziewczyna odsuwa zasłonę splątanych wodorostów, odkrywając twarz – ale nie opuchniętą, nie siną czy nadjedzoną; ta twarz oddycha.
Dziewczyna ma na imię Fen i teraz żyje tu, na tym odsłoniętym kawałku wybrzeża, wśród petreli, burzyków, pingwinów i fok. Od dawna nie była na wzgórzu, gdzie w latarni morskiej mieszka jej rodzina. Nie lubi opuszczać morza. Ale ten dzisiejszy sztorm, ta kobieta. Błyskawice na horyzoncie i nadciągający szybko deszcz, już go słyszy. Myśli szybko i zamiast próbować wyplątać ciało, wyciąga całą stertę drewna na czarny piasek tak daleko, jak tylko może. Pozwala sobie na jeszcze jeden rzut oka na tę twarz, tę istotę wyrzuconą przez ocean zbyt rozległy, żeby go pojąć. Dar dla nich czy coś, co zostało odrzucone? I wtedy Fen rusza biegiem.
To miejsce często jest nawiedzane przez sztormy, ale ten sztorm, ten okaże się najgorszym, jaki przeżyli, odkąd się tu znaleźli. Wie to, gdy wydostaje się na grzbiet wzgórza i zderza z wiatrem. Zwala ją z nóg. W oddali widzi światła budynku. Szarpany tam i z powrotem biały kształt leci w górze: prześcieradło zerwane ze sznura. Wszyscy wiedzą, że nie wolno zostawiać rzeczy na dworze na noc, ktoś będzie miał kłopoty przez to porwane prześcieradło. Za nim po trawie pędzi wózek z narzędziami, unosi się na chwilę w powietrze i opada z powrotem na koła, cała jego zawartość się rozsypuje, a to – cenne przedmioty pozostawione na zewnątrz – jest jeszcze gorsze niż prześcieradło.
Ostatecznie nie musi z trudem przebijać się do domu. Tata czuwa, a gdy tylko dostrzega ją na wzgórzu, wychodzi jej naprzeciw. Spotykają się w ciemnościach, na ścieżce biegnącej do oceanu. Nawet słuszny wzrost nie pomaga mu w walce z tym wiatrem i niemal zgina się wpół, gdy ją łapie i zawraca w stronę domu.
– Stój! – krzyczy Fen. – Tato! Musimy zawołać Raffa.
– Jestem – odzywa się brat. Materializuje się u jej drugiego boku, by podtrzymać ją ramionami prawie równie mocnymi jak u ojca, obaj ją popędzają.
– Czekajcie! – mówi Fen, wiedząc, że odtąd czas będzie się dzielił na przed i po. – Tam jest kobieta.
Dominic
Nie powinno się mieć ulubieńców, ale jest nim ten najmłodszy. Choćby wygrywał tylko o włos i tylko gdybym miał pistolet przystawiony do głowy. Gdybym naprawdę, naprawdę musiał wskazać. I to wcale nie dlatego, że jesteśmy do siebie najbardziej podobni: to byłbym ja i najstarszy. Nie dlatego, że jesteśmy do siebie najmniej podobni: to byłbym ja i moja córka. Może dlatego, że jest ciekawy świata i miły, i tak bystry, że łzy cisną się do oczu. Może dlatego, że mówi szeptem do wiatru i słyszy, jak ten mu odpowiada. Pewnie po prostu nie wiem dlaczego. A może chodzi o to, że dawno temu, przez jedną krótką chwilę chciałem, żeby nie żył.
Zostawiam najmłodszego w bezpiecznym i ciepłym łóżku, jest za mały, żeby go zabrać w burzę, chociaż pewnie wolałby nie zostawać sam. Zaczyna padać, gdy idę za dwójką starszych na plażę. Foki skryły się pod falami. Pingwiny kulą się w gniazdach. Podnosimy z Raffem kobietę i centymetr po centymetrze mozolnie wspinamy się z powrotem krętą ścieżką. Nie ma drzew, które by zapewniły nam chociaż odrobinę osłony. Na wyspie nie rosną drzewa, są tylko wiechy srebrzystej trawy i ścieżka między nimi, którą z każdym krokiem trudniej iść. Wiatr wyje nam w uszach. W taki sztorm jest niebezpieczny: może nas przewrócić i zepchnąć z powrotem w dół.
– Dajesz, bracie – mówię, a przede mną Raff brnie naprzód z uporem.
Córka mówi, że kobieta oddycha. Że jakimś cudem oddycha, a ja wiem, że Fen w duchu zaklina ją, żeby się nie poddawała, że chce, by to ciało trzymało się życia. Mam trochę mniej nadziei, ale podejrzewam też, że skoro dotarła aż tutaj, że przetrwała w tak wzburzonym oceanie, ta kobieta musi być silna.
Widziałem już wcześniej ciało przyniesione przez morze, a jego stan odziera człowieka z wszelkiej pychy. Jesteśmy beznadziejnie słabi w obliczu takiej siły. Ta kobieta, wyrzucona przez ocean – potężniejszy niż zwykle – trzymała się życia z zadziwiającym uporem. Ma otwartą ranę, rozorany cały lewy bok, i nie potrafię zrozumieć, jakim cudem woda nie dostała jej się do płuc, ale moim głównym zmartwieniem jest hipotermia: oddech i tętno wydają się bardzo wolne.
W domu z trójką moich dzieci ostrożnie zdejmujemy z kobiety ubranie, czy też to, co z niego zostało. Orly zajmuje się butami i skarpetkami, Raff i Fen pomagają mi z resztą, zostaje tylko bielizna. Fen też się rozbiera – „Nie musisz”, mówię – a ona bez słowa układa się w łóżku, żeby ogrzać nieznajomą własnym ciałem. To jedyny sposób, żeby tak naprawdę ją rozgrzać. Okrywamy je kocem i mierzę kobiecie temperaturę. Powoli rośnie. Mijają godziny, a my tkwimy w zawieszeniu, obserwujemy i czekamy, a ja zastanawiam się, o czym myśli moja córka, kiedy w ten sposób używa swojego ciała, żeby uratować czyjeś życie.
Później, kiedy wydaje się, że kobieta jest już dostatecznie ogrzana, i nie sądzę, żeby trzeba to było przeciągać, Fen się ubiera. Na pościeli i na jej skórze widać krew. Udaje, że tego nie widzi. Teraz skupiamy się na opatrzeniu ran, trzeba starannie za pomocą pęsety usunąć resztki ubrania. Kończyny kobiety są długie i mocne, głowę ma ogoloną. Twarz, na którą ledwo spojrzałem, zastygła w grymasie, jest kanciasta. Mocne szczęki ma zaciśnięte. Gdy udaje się pozbyć resztek materiału i zanieczyszczeń, zakładam szwy na największe rany, palce mam za grube, więc pracuję niezdarnie. Smarujemy skaleczenia środkiem dezynfekującym, nakrywamy je wszystkimi gazikami, jakie mamy, potem całą bandażujemy. Teraz pojawia się gorączka: ciało ma gorące przy dotyku. Wydaje dźwięki, które przerażają nas wszystkich, a ja idę po rozum do głowy i każę dziewięciolatkowi wyjść z pokoju. Obrusza się, chce pomagać, myślę sobie, że w sumie bardziej przeraża go burza niż odgłosy wydawane przez kobietę. Odpuszczam, pozwalam mu zostać. To taka noc, podczas której wszyscy powinni być razem.
Siedzimy przy niej i obserwujemy, jak się rzuca. Na zewnątrz szaleje sztorm. Kiedy szyby brzęczą, Orly płacze, ale stare mury dobrze się trzymają. W środku ocean ciągle o nią walczy, nie odpuszcza. W tych najgorszych godzinach myślę, że nawet jeśli kobieta przeżyje tę noc, pewnego dnia ocean się o nią upomni.
(…)
Utwór | Od |
| 1. Inne historie | gaba |
Utwór | Od |
| 1. W bezkresie niedoli | ladyfree |
| 2. było, jest i będzie | ametka |
| 3. O Tobie | ametka |
| 4. Świat wokół nas | karolp |
| 5. Kolekcjonerka (opko) | will |
| 6. alchemik | adolfszulc |
| 7. taka zmiana | adolfszulc |
| 8. T...r | kid_ |
| 9. przyjemność | izasmolarek |
| 10. impresja | izasmolarek |
Utwór | Od |
| 1. Sprzymierzeniec | blackrose |
| 2. Podaruję Ci | litwin |
| 3. test gif | amigo |
| 4. Primavera_AW | annapolis |
| 5. Melancholia_AW | annapolis |
| 6. +++ | soida |
| 7. *** | soida |
| 8. Góry | amigo |
| 9. Guitar | amigo |
| 10. ocean | amigo |
Recenzja | Od |
| 1. Zielona granica | irka |
| 2. Tajemnice Joan | wanilia |
| 3. Twój Vincent | redakcja |
| 4. "Syn Królowej Śniegu": Nietzscheańska tragedia w świecie baśni | blackrose |
| 5. Miasto 44 | annatus |
| 6. "Żywioł. Deepwater Horizon" | annatus |
| 7. O matko! Umrę... | lu |
| 8. Subtelność | lu |
| 9. Mustang | lu |
| 10. Pokój | martaoniszk |