Podróż Eryka
Linia: Wspomnienie
Przystanek: Stłuczka
Eryk wpatrywał się w żonę. Z każdym dniem była coraz piękniejsza, z każdym dniem wydawało mu się, że kocha ją bardziej. Ale czy to możliwe? I czy to w porządku? To by oznaczało, że wcześniej kochał mniej, a przecież oszalał na jej punkcie niemal od razu. Odkąd wysiadła z samochodu i machając rękami, wyzwała go od najgorszych, po tym, jak wjechała w jego bagażnik na czerwonym świetle. Coś mówiła, że za wolno jechał i za szybko się zatrzymał, albo na odwrót, nie pamiętał.
Skojarzyła mu się z aniołem w furii. Dokładnie tak wyglądała. Jak anioł w sukience w kwiaty. Długie blond włosy spływały jej kaskadami na ramiona. Mogłaby uchodzić za wzór cnót, gdyby nie wiązanka, która wydobyła się z jej pięknych ust. Wyobraził sobie, że smakują jak maliny. Takie prosto z krzaka, zjadane w pośpiechu, na szaberku. Zakazane.
Zarumienione policzki anioła wrzeszczącego, a jakże, wniebogłosy, zdecydowanie nie były oznaką nieśmiałości. Wyrażały wściekłość.
Podobnie jak Eryk doskonale wiedziała, że do stłuczki doszło z jej winy, ale teraz to już była walka o honor. Krzyczała więc, że co on sobie myśli i gdzie ona teraz znajdzie mechanika czy innego blacharza. Nie ma czasu szukać, a tym złomem daleko nie pojedzie.
— Znam jednego, tu niedaleko. Ma dobre opinie.
Starał się nie roześmiać, gdy patrzył na swój wóz oblepiony naklejkami reklamowymi z nazwą warsztatu i hasłem: "Naprawy, blacharstwo, wulkanizacja". Słowem, pełen serwis. Szczęśliwie byli naprawdę blisko domu i pracy Eryka. Anna wjechała w niego na skrzyżowaniu Grunwaldzkiej z Bażyńskiego. Może rozproszył ją zapach frytek z pobliskiego fast foodu, a może na widok kampusu Uniwersytetu Gdańskiego rozkojarzyły wspomnienia studenckiego życia. Eryk mieszkał w dawnej kolonii dla robotników przy ulicy Władysława Syrokomli, w jednym z tych niskich, uroczych ceglanych domków wpisanych do rejestru zabytków. Wcześniej mieszkał tu jego dziadek, który kochał samochody i swoją miłością zaraził wnuka. Wspólnie prowadzili warsztat, po śmierci dziadka przejął interes i mieszkanie. Eryk kochał to miejsce całym sercem, chociaż wielu nie podzielało jego entuzjazmu.
— Koszt biorę na siebie, w końcu jechałem za wolno.
Rozłożył bezradnie ręce. Był to nieco teatralny gest, ale zamierzony. Eryk badał grunt, bo zaiskrzyło od razu. Poczuł ten elektryczny impuls i wiedział, że ona też. Gdyby buzującą wokół nich energię można było zobaczyć gołym okiem, staliby pośród piorunów, błyszczących niteczek tańczących wokół dwójki uczestników kolizji.
— I za szybko się zatrzymałeś — dodała.
Wciąż mówiła obrażonym tonem, ale wyraz jej twarzy złagodniał. Po prostu też grała w tę grę, też badała grunt.
— Zdecydowanie za szybko — przyznał jej rację i przedstawił się: — Eryk.
— Anna. Skoro bierzesz na siebie koszty naprawy, to ja zapraszam na kawę — rzuciła, kiedy odstawili samochód. — Dziś wieczorem, kiedy przyjadę po auto.
Eryk wiedział, że raczej nie zdąży uwinąć się z tym w jeden dzień, miał zaplanowaną pracę na dziś, samochody stały w kolejce, klienci pilnowali terminów, ale nie wyprowadzał Anny z błędu. Przynajmniej zobaczy ją jeden raz więcej.
— Jasne, będę czekał.
Chciał podrzucić rozwrzeszczaną anielicę, ale odmówiła.
— Nie trać czasu, zajmij się naprawą — poleciła. — Autobusy też są całkiem przyjemne, spróbuj czasem.
Stał w drzwiach warsztatu i odprowadzał ją wzrokiem. Szła niespiesznie samym środkiem kamiennej uliczki, raz po raz spoglądając na niskie budynki służące kiedyś za domy robotnikom. Kiedy dotarła do końca, zwolniła i się odwróciła. Była zbyt daleko, by mógł widzieć jej twarz, ale doskonale wiedział, że się uśmiecha. A ona wiedziała, że ją obserwował. Nawet z takiej odległości czuł tańczące iskry piorunów.
Ciężko mu było się skupić. Ponad godzinę czekał na nią wystrojony i pachnący, dla niepoznaki trzymając w ręce narzędzia. Nawet nie zauważył, że stolarskie. Tą drugą pasją zaraził go ojciec, więc dzielił życie między obie. Pracował, naprawiając samochody, odpoczywał, tworząc meble.
Anna stanęła w drzwiach punktualnie o dwudziestej. W dłoniach trzymała dwie kawy na wynos, które kupiła na stacji benzynowej oddalonej zaledwie o kilkadziesiąt metrów.
— Uznałam, że szkoda czasu na szukanie kawiarni — powiedziała, stawiając kubki na półce z narzędziami. — W ogóle szkoda czasu.
Wtedy kochali się w samochodzie po raz pierwszy. Tak świętowali każdą rocznicę. On wyprowadzał z warsztatu pojazdy klientów i parkował jej auto. Punktualnie o dwudziestej ona zjawiała się z dwoma papierowymi kubkami.
— Kawy? — pytała, stawiając je na półce z narzędziami.
Kawę pili już zimną.
W radiu leciała właśnie ulubiona piosenka jego żony. To ona wywołała falę wspomnień, powrót do przeszłości. Szkoda, że jej nie słyszy. Spiker zapowiedział wiadomości punktualnie o ósmej.
Anna wyszła o siódmej.
Ostrożnie odstawił ramkę ze zdjęciem żony, zastanawiając się, jaką niespodziankę przygotuje jej dziś. Uwielbiał robić jej prezenty.
Linia: Teraźniejszość
Przesiadka: Wspomnienie
Przystanek: Filiżanka
Upatrzył ją na pchlim targu. Była idealna, ulepiona specjalnie dla Anny. Jakby prowadziła dłonie garncarki.
Anna. Jego Anna. Kochała naturę, rzeczy z historią oraz miejsca z duszą. I Eryka. On nauczył ją kochać kawę.
— Czy może być coś piękniejszego? — zapytała, patrząc na jezioro, podczas jednego z weekendów w ich domku na kurzej łapce w kaszubskich lasach. Tak pieszczotliwie nazywali przyczepę kempingową osadzoną na betonowych klockach. Na początek musiała im wystarczyć, ale drewniany domek też zbudują, Anna zrobiła już projekt. Kochali to miejsce w kaszubskiej głuszy tak samo, jak swoje niewielkie mieszkanko w niskich budynkach dla robotników w gdańskim Wrzeszczu.
— Czy to prawda? Czy naprawdę można być tak szczęśliwym człowiekiem, jak ja teraz? — nie dowierzała.
Jej słowa poniósł wiatr, położyły się na tafli jeziora, pofrunęły z dzikimi gęsiami. Ptaki czasem przylatują do Eryka i powtarzają to zdanie jak echo, gubiąc niektóre słowa jak pióra na wiosnę.
— Czy naprawdę można być tak szczęśliwym człowiekiem, jak ja teraz?
— Czy można być tak szczęśliwym człowiekiem, jak teraz?
— Czy można być szczęśliwym człowiekiem teraz?
— Czy można być człowiekiem teraz?
Tamtego dnia, w kaszubskiej głuszy, Anna chciała zjeść śniadanie na zewnątrz, chociaż wciąż było chłodno. Jeden promień słońca wiosny nie czyni, ale dla Anny wiosna trwała cały rok. Eryk przyniósł na tacy śniadanie — miseczki pełne przekąsek, dzbanek trzymający ciepło z parującą kawą i zdekompletowane filiżanki. Zaczął rozstawiać naczynia na pieńku służącym za stolik i zapatrzył się na żonę. Wtedy ulubiona filiżanka Anny spadła. I chociaż wokół pieńka natura rozłożyła mięciutki dywanik z trawy, ta nieszczęsna filiżanka musiała spaść na jeden jedyny kamień ukryty w zielonej gęstwinie. Chwilę później trawnik usłany był ceramicznymi drobinkami. Eryk omal się nie rozpłakał.
— Nic się nie stało. — Anna się uśmiechnęła. — To tylko rzecz z historią, ale jej historia właśnie się skończyła. Znajdziesz inną, równie piękną, wiem to. Zawsze znajdujesz dla mnie najpiękniejsze rzeczy. — Usiadła nad jeziorem i rzuciła w niego błotem. — Albo wiesz co? — Spojrzała mu głęboko w oczy. — Pobawimy się w Patricka Swayze i Demi Moore. Sami ulepimy filiżankę, dzbanek i miseczki, co ty na to? Dobra, masz rację, pomińmy tę scenę z lepieniem.
Kawę pili już zimną.
Eryk otrząsnął się ze wspomnień i zabrał do pakowania prezentu. Kolorowe torebki, szeleszczący papier i błyszczące wstążki to nie dla niej. Szary papier przewiązany jutowym sznurkiem był bardziej w stylu Anny. Do sznureczka przymocował drewniany bilecik, także w kształcie filiżanki. Znalazł go w sklepie z akcesoriami DIY. Oczywiście nie dało się kupić pojedynczo, więc w szufladzie zostały mu jeszcze dwadzieścia cztery drewniane filiżanki.
Tę jednak ręcznie pomalował. Spojrzał na zegarek, powinien zdążyć na przedpołudniową kawę. Piła ją między dziesiątą a jedenastą. Wolała tę drugą niż pitą rano w pośpiechu.
Anna wyszła o siódmej.
Linia: Teraźniejszość
Przystanek: Książka
— Koniec.
To słowo Eryk zawsze wypowiadał szeptem, zawsze w ten sam charakterystyczny sposób. Namiętnie, wręcz uwodzicielsko, tak zakończenie najlepiej wybrzmiewało. Tak podkreślał sens przedstawionej historii. Z jednej strony zamykał ją, z drugiej zostawiał otwartą. Na refleksje, wnioski, wrażenia i pytania bez odpowiedzi.
Odłożył książkę na półkę, a właściwie wcisnął między pozostałe, w minibiblioteczce w ich minidomku, zbudowanym specjalnie dla Anny.
Biblioteczkę będzie musiał uzupełnić, wymienić, poszukać nowych tytułów. Zewsząd słyszał o stosach hańby i kupkach wstydu, nie lubił tego określenia i uczucia. Wyrzuty sumienia odbierały radość z czytania. Dlatego przygotował niewielką półkę, mieściło się na niej od pięciu do ośmiu tytułów, w zależności od grubości tomu. Układał na niej tylko te, które naprawdę mieli w najbliższym czasie przeczytać. Po kolei. Nawet jeśli czasem po drodze wpadło coś nowego, to sukcesywnie kolejne tytuły zmieniały status na "przeczytana". Teraz na półce stało siedem książek, właśnie zamknął piątą. Musi pomyśleć nad rotacją.
Wspólne czytanie było jednym z ulubionych rytuałów Eryka i Anny, prawie jak niewypita kawa w warsztacie i seks w samochodzie.
Eryk zamienił warsztat samochodowy na stolarski. Uświadomili mu to klienci, bo zbyt długo czekali na naprawę, najpierw cierpliwie, potem nie. Wydzwaniali, przychodzili, dopytywali. Wymiana świec czy klocków hamulcowych nie mogła trwać tak długo. Na początku przepraszał, tłumaczył, a oni rozumieli i wybaczali ze względu na długoletnią zażyłość klient — mechanik.
— Takiego fachowca ze świecą szukać — żartowali, trzymając w ręce świece zapłonowe.
Potem ich cierpliwość się wyczerpała. Gdy znajdowali pod dywanikami drugi z trocin, gdy Eryk, zamiast dokręcać poluzowane elementy, przyklejał je klejem stolarskim, a brakujące części rzeźbił w drewnie. Wtedy żądali zwrotu pieniędzy, straszyli sądem, a najczęściej mówili, że zwariował i oszalał przez żonę, bo go zostawiła.
— Gdyby mnie zostawiła, nie budowałbym dla niej drewnianego domku — odpowiadał, pukając się w głowę.
Ostatecznie uznał, że to wcale nie był taki głupi pomysł, zmienił branżę i klientów, którzy nie wyzywali go od szaleńców, co najwyżej nazwali artystą. Dla poprzednich to było jedno i to samo.
Dzięki tej zmianie Eryk mógł jednocześnie pracować nad zleceniami i domkiem dla Anny, by popołudniami zamknąć stolarnię i spędzać czas z żoną.
Budowanie jej wymarzonego domku było o tyle utrudnione, że musiał tworzyć go na raty, w systemie modułowym, i na koniec poskładać, żeby miała niespodziankę. Żeby nic wcześniej nie podejrzała, nie domyśliła się, chociaż budował go według jej projektu.
Zadbał o każdy detal. Antresola, stolik, rzeźbione ozdoby, aż po biblioteczkę na pięć książek. Nie mógł się doczekać, kiedy połączy elementy w całość, dla niej.
Kiedy nadszedł ten dzień, zapakował wszystko do swojego auta, wciąż oblepionego reklamami warsztatu samochodowego, i wyjechał skoro świt, by już na miejscu, deska po desce, postawić ich wymarzony domek. Unikatowy. Jedyny w swoim rodzaju.
Jedyny drewniany grobowiec na całym cmentarzu.
Tak naprawdę nie spełniał takiej funkcji, istniał tylko na papierze, Eryk wykupił miejsce na dwa grobowce, by zmieścić dom dla Anny, zgodny z jej projektem, chociaż w innych proporcjach. Wyglądał trochę jak z parku miniatur albo ogródków działkowych. Erykowi najbardziej jednak przypominał domki dla lalek, które zrozpaczeni rodzice stawiali zmarłym córeczkom. Czytał, że można się na takie natknąć na kilku amerykańskich cmentarzach. Nosił w sobie te smutne historie, zastanawiając się, czy bardziej go przygnębiają, czy fascynują, czy bardziej mu żal rodziców dziewczynek, czy ich podziwia.
Takim dzieckiem była urodzona w 1902 roku Lova Cline, którą ciężka choroba przykuła do łóżka, zabierając prawo do zabawy z rówieśnikami. By zapewnić jej namiastkę dzieciństwa, tata zbudował Lovie duży domek dla lalek, w którym kwitło życie, by dziewczynka mogła je obserwować, wyobrażać sobie, że jest jedną z nich. Eryk pomyślał, że ojciec nie tylko podarował córce domek, ale stworzył jej własny świat, na wyłączność. Gdy w wieku zaledwie kilku lat zmarła, przeniósł domek na cmentarz. Do dziś można go zobaczyć w Arlington, w stanie Indiana, tam jest jej grób.
Cmentarne domki dla lalek mają też między innymi mała Vivien, która nie doczekała się wymarzonego prezentu na święta, więc dostała go po śmierci, i Dorothy. Jej historia też ujęła Eryka. Dziewczynka zmarła na odrę w trakcie tułaczki rodziców przemierzających Stany w poszukiwaniu pracy. Musieli pochować dziecko w trakcie podróży i podążyli dalej. Historia poruszyła mieszkańców, którzy zaczęli przynosić na jej grób zabawki, aż wreszcie zabudowali go drewnianym domkiem.
Eryk nawet nie potrafił sobie wyobrazić bólu, jaki czują rodzice po stracie dziecka. Wiedział tyle, że spełnienie marzenia żony o drewnianym domku, nie dla lalek, ale prawdziwym, chociaż w wersji mini, choćby po jej śmierci, trzymało go przy życiu.
Domek Anny postawił przy grobie cztery lata temu, niedługo po tym, jak zginęła pod kołami pirata drogowego. Co za paradoks, ironia losu. Odkąd wjechała w jego samochód, postanowiła swój odstawić do garażu.
— Będę spacerować, podziwiać, zwiedzać — przekonywała. — Czasem pojadę autobusem.
Gdyby wtedy jechała samochodem... Gdyby to on ją zawiózł... Gdyby pojechała autobusem... Gdyby nie wyszła o siódmej... Może wtedy nie umarłaby w dniu swoich urodzin.
Nie chciał myśleć o tej dacie jak o rocznicy śmierci, dlatego celebrował jej urodziny. Jak urodziny, to prezent. Z plecaka wyjął termos i dwie filiżanki, jedną dla siebie i drugą, upolowaną na pchlim targu, zapakowaną w szary papier.
— Cześć, kochana. Mam coś dla ciebie. — Rozwinął pakunek.
Nalał kawę i postawił na marmurowym nagrobku. Anna spoglądała na niego z porcelanowego medalionu. Zaczął pić, dopiero gdy się uśmiechnęła.
Odkąd Anna umarła, kawę zawsze pił ciepłą.
Utwór | Od |
| 1. Inne historie | gaba |
Utwór | Od |
| 1. W bezkresie niedoli | ladyfree |
| 2. było, jest i będzie | ametka |
| 3. O Tobie | ametka |
| 4. Świat wokół nas | karolp |
| 5. Kolekcjonerka (opko) | will |
| 6. alchemik | adolfszulc |
| 7. taka zmiana | adolfszulc |
| 8. T...r | kid_ |
| 9. przyjemność | izasmolarek |
| 10. impresja | izasmolarek |
Utwór | Od |
| 1. Sprzymierzeniec | blackrose |
| 2. Podaruję Ci | litwin |
| 3. test gif | amigo |
| 4. Primavera_AW | annapolis |
| 5. Melancholia_AW | annapolis |
| 6. +++ | soida |
| 7. *** | soida |
| 8. Góry | amigo |
| 9. Guitar | amigo |
| 10. ocean | amigo |
Recenzja | Od |
| 1. Zielona granica | irka |
| 2. Tajemnice Joan | wanilia |
| 3. Twój Vincent | redakcja |
| 4. "Syn Królowej Śniegu": Nietzscheańska tragedia w świecie baśni | blackrose |
| 5. Miasto 44 | annatus |
| 6. "Żywioł. Deepwater Horizon" | annatus |
| 7. O matko! Umrę... | lu |
| 8. Subtelność | lu |
| 9. Mustang | lu |
| 10. Pokój | martaoniszk |