Zapraszamy do obejrzenia materiału filmowego, poświęconego tytułowym „Bestiom z południowych krain”. To im, obudzonym z tysiącletniego snu zwierzętom, będzie musiała stawić czoła Hushpuppy, bohaterka filmu. Tylko ta mała, rezolutna dziewczynka zdaje sobie sprawę z nadciągającego zagrożenia i stara się przygotować na nadchodzące niebezpieczeństwo.
 
Przy tworzeniu filmowych stworów inspiracją dla autorów „Bestii z południowych krain” były wymarłe tury - wielkie rogate zwierzęta, które żyły na terenach Eurazji, Indii i północnej Afryki. To właśnie przodków dzisiejszego bydła ludzie pierwotni uwieczniali na ścianach jaskiń. Chociaż były roślinożerne i nie stanowiły dla człowieka zagrożenia odbywały się na nie rytualne polowania, jako że zwierzę to było symbolem siły i potęgi. „Są trochę mniejsze od słonia – opisywał tury Juliusz Cezar – a sylwetką, ubarwieniem przypominają byka. Ich szybkość i siła nie mają sobie równych. Nie oszczędzą ni człowieka, ni innej dzikiej bestii, która stanie im na drodze”. Polowania, choroby, zmiany klimatu nie oszczędziły jednak turów. Ostatni z gatunku padł w roku 1627 w... Polsce.

Oczywiście inspiracja nie oznacza upodobnienia ekranowych bestii do tura. W nagrodzonych w Sundance i Cannes „Bestiach...” w te groźne potwory wcieliły się... małe świnki. Zwierzęta okazały się świetnymi aktorami, które za porcję jedzenia skłonne były do wielu poświęceń. Na przykład do noszenia futra nutrii, czy przyprawienia sobie rogów i kłów. To właśnie dzięki tym rekwizytom, greenboxom i wyobraźni ekipy od kostiumów świnki wyglądają na ekranie naprawdę przerażająco. I tylko jedna Hushpuppy ma odwagę spojrzeć im prosto w oczy.

„Bestie z południowych krain” już od ubiegłego piątku goszczą na ekranach polskich kin.