Hiroshi Nagahama
Mushishi

Porozmawiajmy trochę o japońskim podejściu do tworzenia filmów/seriali. Tam gdzieś daleko, zupełnie z drugiej strony Ziemi spotkamy się z zupełnie inną i niekoniecznie zrozumiałą dla nas kulturą. Nie chcę się skupiać na głębokiej analizie każdego aspektu „japońszczyzny”, skupmy się tylko na filmie. To co przede wszystkim uderza, to podejście wytwórni – tam pieniądze są wykładane na praktycznie każdą produkcję. Nikt nie przejmuje się, czy ona na siebie zarobi, nie wiadomo właściwie czemu, ale zysk nie ma znaczenia. Jest to naprawdę niesamowite i w świecie hollywoodzkich blockbusterów niemal nie do pomyślenia. Co więcej – seriale bardzo często i gęsto składają się tylko z jednego sezonu, mającego około 25 odcinków (czas trwania jednego to średnio 23 minuty), a twórcy nie ulegają fanowskiej presji, by stworzyć więcej (przywołam chociażby „Cowboya Bebopa”, czy „Neon Genesis Evangelion”). Dzięki takiemu podejściu tworzy się dzieła, które inaczej nigdy nie ujrzałyby światła dziennego, ale też tworzy się dzieła, które inaczej nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. Opisywany dziś tytuł jest jednak lśniącym argumentem za tym, aby w Japonii nadal wydawało się wszystko. Wspomniany „Cowboy Bebop”, czy na przykład „Ghost In The Shell”, to produkcje wyjątkowo zamerykanizowane pod względem treści i tempa. Tak naprawdę od zachodnich odróżnia je głównie sposób animacji. Bohater dzisiejszej recenzji – „Mushishi” – to jednak rzecz zdecydowanie bardziej japońska i czuć to niemal na każdym kroku. Gotowi?

„Mushishi” to anime oparte (a jakże) na mandze o tym samym tytule. Głównym bohaterem jest Ginko – wędrowny lekarz/badacz paranormalny o charakterystycznym wyglądzie.Przemierza on Japonię badając mistyczne stworzenia zwane Mushi, starając się też rozwiązać problemy, które sprawiają one napotkanym ludziom. Jeśli chodzi o umiejscowienie akcji, to jest to oczywiście alternatywna rzeczywistość, a czas nie jest jednoznacznie określony, aczkolwiek, jak mówi sam twórca, jego zamysłem był przełom XIX i XX wieku, gdy to Japonia była jeszcze dość chermetyczna i odcięta od wpływów reszty świata.

Kto na dźwięk słów „mistyczne stworzenia” z miejsca stwierdza, że nie będzie zainteresowany popełnia właśnie jeden z większych błędów w swojej karierze „oglądacza”. Fabuła „Mushishi”, wierzcie lub nie, skupia się głównie na ludziach. Mushi nie przejmują kontroli nad serią. To anime to przede wszystkim bardzo cierpliwe i delikatne studium ludzkich zachowań. „Mushishi” skupia się na uczuciach i emocjach, w każdym odcinku przedstawia kolejne lęki, troski i przeciwności, z którymi możemy się spotkać, a bohaterowie odcinków czasem dają się pokanać, czasem zwyciężają, widz przeżywa to wszystko razem z nimi, a przekaz nie jest wcale trudny do odczytania. Autorzy stworzyli zarazem bardzo wiele postaci ludzi, z którymi można się dość łatwo zidentyfikować, jak i napisali zrozumiałą i wiarygodną mitologię Mushi, które są często tylko iskrą zapalną do wyzwolenia pewnych sytuacji i nie mówi się o nich tak wiele, jak może się wydawać. Skoro już o nich mowa mowa – gama Mushi jest całkiem duża, niektóre wyglądają niewinnie, inne tajemniczo, niektóre wielkie i przerażające wprowadzają delikatne elementy horror – obojętnie które by się nie pojawiły, zawsze wzbudzają zainteresowanie (co jest o tyle ciekawe, że ich design jest stosunkowo prosty, żadnych wymyślnych kształtów, często wydają się też kruche i ulotne).

Wizualnie i klimatycznie „Mushishi” to w pełni oszlifowany diament. Przez 26 odcinków zwiedzimy razem z Ginko Japonię we wszystkich czterech porach roku, które przezentują się prześlicznie. Wszystko ręcznie rysowane i malowane, w pięknych pastelowych kolorach. Każdy kadr, niemal każda klatka, to malutkie dzieło sztuki, w które włożono mnóstwo pracy i które jest dopracowane w najmniejszych szczegółach. Klimat całości w połączeniu ze skromną, czasem wręcz oniryczną muzyką jest zwyczajnie niepowtarzalny i zapierający dech. Inne, jakże ważne szczegóły – serial jest po prostu nieziemsko udźwiękowiony. To nie są zwykłe efekty dźwiękowe, tylko starannie odważona składowa tej majestatycznej konstrukcji. Gdy usłyszycie jak w „Mushishi” brzmi gotująca się zupa, to nie tylko sami będziecie chcieli ją zjeść, ale w połączeniu ze stroną wizualną wręcz poczujecie jej smak i zapach. Nie żartuję. Od każdego dźwięku mam ciarki. Te dobre ciarki. Mowa tutaj także o podłożonych głosach aktorów (naturalnie oglądałem w oryginale, aczkolwiek z tego co słyszałem angielski dubbing też jest tutaj całkiem niezły).

Czy jest zatem z „Mushishi” jakiś problem? Osobiście nie widzę tu żadnego słabego epizodu. Owszem, może są niektóre nieco gorsze od innych, ale i tak nawet najsłabszy jest na poziomie 8.5/10. Podczas oglądania często miałem wrażenia podobne jak do oglądania „Six Feet Under” – z każdym odcinkiem czułem się odrobinę mądrzejszy, a osiągnąć taki poziom potrafią tylko twórcy wybitni. Niemniej muszę ostrzec tych z Was, którzy chcieli by po to wyborne dzieło sięgnąć. Dla kogoś, kto nie miał wcześniej zbyt dużej styczności z anime i ogólną japońszczyzną „Mushishi” może być terenem ciężkim do przejścia. W każdej sekundzie widać odmienność kulturową, mentalną, oraz poczucie estetyki. Nie ma też zawrotnego tempa akcji, wręcz przeciwnie, „Mushishi” to dzieło często prawie statyczne, cierpliwe, które nigdzie się nie spieszy. Zachodni widz musi się trochę przyzwyczaić zanim zacznie w pełni dostrzegać doskonałość tej produkcji. Dlatego dla nowych w temacie mówię – „Mushishi” nie jest dobrym wyborem na rozpoczęcie Twojej przygody z japońską animacją (już nie mówiąc jeśli, bez urazy oczywiście, nadal nazywasz anime „japońskimi bajkami”), jest nim „Cowboy Bebop”, nawet taki „Hellsing” się już bardziej nada. Jeśli ktoś już ma trochę doświadczenia, lub wie za co się zabiera, to „Mushishi” jest jednym z najlepszych, najpiękniejszych i najbardziej poruszających anime, jakie kiedykolwiek stworzono, które ogląda się po prostu jak nic innego. Serial jest jak same Mushi. Oplata duszę i oddziałuje na nią. Czasem dobrze, czasem źle, zawsze w jakimś celu, zawsze zachwycająco i mądrze.

9.7/10

PS. Gdyby ktoś chciał takie coś zrealizować w amerykańskiej telewizji, to zapewne producenci zażyczyliby sobie, aby głównymi bohaterami była dwójka zupełnie skrajnych osobowości, najlepiej pracujących dla policji na wzór „buddy cop movies”, mistyczne istoty zamieniliby na UFO, dodali różne krwawe triki i nadali jakiś groźnie brzmiący tytuł typu „The X Files”. Wait, what?!

Tom Braider 

średnia ocena:
oceń utwór:
Dodaj artykuł do:
(dodano 16.04.12 autor: tom_braider)
Dział film
Tagi: tv, serial, anime, mushishi
KOMENTARZE:
Aby dodać komentarz musisz się zalogować
Logowanie
Po zalogowaniu będziesz mieć możliwośc dodawania swojej twórczości, newsów, recenzji, ogłoszeń, brać udział w konkursach, głosować, zbierać punkty... Zapraszamy!
REKLAMA
POLECAMY

NEWSLETTER

Pomóż nam rozwijać IRKĘ i zaprenumeruj nieinwazyjny (wysyłany raz w miesiącu) i bezpłatny e-magazyn.


Jeśli chcesz otrzymywać newsletter, zarejestruj się w IRCE i zaznacz opcję "Chcę otrzymywać newsletter" lub wyślij maila o temacie "NEWSLETTER" na adres: irka(at)irka.com.pl

UTWORY OSTATNIO DODANE
RECENZJE OSTATNIO DODANE
OGŁOSZENIA OSTATNIO DODANE
REKOMENDOWANE PREMIERY
1
Helloween
2
Matteo Bocelli
3
Tom Odell
4
Arjen Anthony Lucassen
5
The Hives
6
Anna Krzeszowiec
7
Twenty One Pilots
8
Il Volo
9
Jean-Michel Jarre
10
Sophie Ellis Bextor
1
Kate Woods
2
Anthony D'Ambrosio
3
Johannes Schmid
4
Ari Aster
5
Felipe Vargas
6
Michael Chaves
7
Burhan Qurbani
8
Robert Wichrowski
9
Ron Howard
10
Samuel Van Grinsven
1
Norbert Bajan
2
Jacek Mikołajczyk
3
Natalia Korczakowska
4
Ewa Platt
5
Krzysztof Pastor
6
Krzysztof Garbaczewski
7
Richard Chappell
8
Paweł Miśkiewicz
9
Alina Moś
10
Ewa Platt
REKLAMA
ZALINKUJ NAS
Wszelkie prawa zastrzeżone ©, irka.com.pl
grafika: irka.com.pl serwis wykonany przez Jassmedia