„Niezniszczalni”, czyli kilka już zdziadziałych ikon kina akcji podejmuje próbę zrobienia jeszcze czegoś na starość. Tylko tyle i aż tyle.
Historia sztampowa do bólu – grupa najemników dostaje zlecenie i powstrzymują zły rząd fikcyjnego kraju. Znajdziecie tu niemal każdy kliszej z filmów z lat 80-tych, do stopnia, w którym można by zrobić z „Niezniszczalnych” całkiem efektywną alkogrę (np. „pijesz zawsze, gdy wystąpi niepotrzebne humorystyczne wtrącenie”). Przy okazji oczywiście zobaczymy rozwiązywanie każdego problemu pięścią oraz kilka scen, w których bohaterowie pokazują jacy są cool i 100% męscy, bo siedzą w starym warsztacie z motocyklami i robią sobie tatuaże. Schemat goni schemat, ale biorę też pod uwagę fakt, że za reżyserię i scenariusz odpowiada Stallone, a on po prostu nie wie, że można inaczej. Postrzelaj, pobiegaj, zrób wybuchy, spuść komuś łomot, zdobądź laseczkę i bądź zadowolony z siebie – „Expendables” w pigułce.
„Ale Tom, przecież chyba nie oczekiwałeś intelektualnego wyzwania po takim filmie”. Owszem, nie. Sięgając po takie „dzieło” chcę, aby mój mózg odpoczął i mógł się bez większych krępacji odprężyć i oglądać fajerwerki. Niestety jako film akcji „Expendables” też spisuje się mizernie, bo produkcja ta cierpi na najbardziej powszechne grzechy obecnej blockbusterowej kinematografii – trzęsąca się kamera i epileptyczny montaż. Gdyby twórcom chciało się zainwestować w statyw (tudzież kompetentnego kamerzystę, bo nie przeczę, że takie coś czasami się udaje) i rozgarniętą ekipę edytorów to całość wyglądała by zgoła inaczej, do stopnia, w którym mógłbym właściwie bezboleśnie przetrwać od początku do końca. Jak mam mieć przyjemność z seansu, skoro przez większość czasu nie wiem co oglądam. Widzę jakieś szybkie ujęcia na ręce, giwery, latające ciała, cięcia co pół sekundy, albo mniej, kompletnie nie mam orientacji w pomieszczeniu, czy terenie na którym się znajduję, poza tym nie wiem czy osoba której plecy właśnie oglądam to „ten dobry”, czy raczej nie powinienem mu kibicować. Fakt, że pojawiły się momentami niezłe triki (jak na przykład obrót kamery o 360 stopni, w scenie potyczki na polu), ale jak ja mam się czymś takim nacieszyć, jak nie bardzo wiem, co ujęcie przedstawia. Nie podoba mi się też oczywisty green-screen w niektórych scenach. Strona techniczna niestety leży i kwiczy, a przecież to jest wręcz fundament kina akcji. Dziwi mnie to tym bardziej, że Stallone przecież popełnił wcześniej czwartą odsłonę „Rambo”, która pod tym względem spisywała się lepiej.
Do aktorów nie mam wielkich zastrzeżeń, szczególnie do głównej drużyny najemniczej. Oczywiście nie mówię tu o umiejętnościach gry, bo tego typu ludzie wcale nie muszą ich posiadać, wystarczy, że smarują się masłem i świecą w każdym ujęciu jak prawdziwi twardziele. Mówię o tym, że widać, że cała ekipa dobrze się bawiła na planie i mam wrażenie, że ich pozaekranowe relacje wyglądają podobnie. Kompletnie źle obsadzony jest natomiast David Zayas, którego znam z serialu „Dexter”, gdzie gra najmilszego człowieka na świecie i wręcz źle mi się go ogląda w roli bezwzględnego dyktatora. Prawie bym zapomniał o żałosnym cameo Arnolda Schwarzeneggera – rozumiem dlaczego Sly chciał go tam na siłę wcisnąć, ale jego wizyta służy tylko do wstawienia jednego słabego żartu do całości.
Jeszcze jeden punkt programu, czyli zgromienie polskich dystrybutorów – chciałbym naprawdę grzecznie zapytać się tęgich głów siedzących w naszych wytwórniach dlaczego ten film miał swoją polską dystrybucję, gdzie w tym samym czasie film o niebo (a właściwie całe 6 nieb) lepszy, jakim jest „Scott Pilgrim vs The World” całkowicie ominął kina?! Woleliście przepuścić slapstickowego epileptycznego akcyjniaka zamiast świetną i dopracowaną ekranizację jednego z najważniejszych i najbardziej wpływowych komiksów ostatniej dekady?!
Nie od parady wspominam o „Scott-cie Pilrimie”, bo z tym filmem wiąże się też inna refleksja. Sylvester Stallone jest jak zespół U2. Zamiast ze spokojem na starość odcinać sobie kupony próbują jeszcze coś tworzyć, a ich nowe dzieła mimo iż są nieprzeciętnie kiepskie, to są niesione przez medialny szum, na bazie ich dawnej sławy („Autor kultowego [tu wstaw tytuł] wraca z kolejnym MEGAHITEM”). To całkiem pozytywne, że panowie coś robią na starość, ale chyba nadszedł moment, żeby uświadomić sobie, że trzeba zejść ze sceny i zrobić miejsce dla świeżej krwi, bo samemu nie ma się już dużego znaczenia w biznesie. Nie wiem czy w dzisiejszych czasach sprawdza się taki bohater jak przeładowany testosteronem dryblas. Wydaje mi się, że bardziej potrzebujemy takiego Scotta Pilgrima, który jest dynamiczny i z którego sytuacją można się jakoś bardziej identyfikować, tymczasem jednowymiarowe spocone maszyny do zabijania to raczej sprawa przeszła.
Wiem, że jest grupa ludzi, którym takie kino będzie odpowiadać i jeśli ktoś lubi ejtisowe kino akcji typu „Commando”, „Rambo”, czy późniejsze jak „Transporter” to „Niezniszczalni” są dla niego jak znalazł. Choć do tego wietnamskiego weterana też mam duży sentyment (razem z „Terminatorem”) to jednak do grupy tych fanów się nie zaliczam, a jeśli ktoś z Was się tak, to myślę, że ocena i tak nie zmieni Waszego zdania.
2.2/10
Tom Braider
Utwór | Od |
1. Inne historie | gaba |
Utwór | Od |
1. W bezkresie niedoli | ladyfree |
2. było, jest i będzie | ametka |
3. O Tobie | ametka |
4. Świat wokół nas | karolp |
5. Kolekcjonerka (opko) | will |
6. alchemik | adolfszulc |
7. taka zmiana | adolfszulc |
8. T...r | kid_ |
9. przyjemność | izasmolarek |
10. impresja | izasmolarek |
Utwór | Od |
1. Sprzymierzeniec | blackrose |
2. Podaruję Ci | litwin |
3. test gif | amigo |
4. Primavera_AW | annapolis |
5. Melancholia_AW | annapolis |
6. +++ | soida |
7. *** | soida |
8. Góry | amigo |
9. Guitar | amigo |
10. ocean | amigo |
Recenzja | Od |
1. Zielona granica | irka |
2. Tajemnice Joan | wanilia |
3. Twój Vincent | redakcja |
4. "Syn Królowej Śniegu": Nietzscheańska tragedia w świecie baśni | blackrose |
5. Miasto 44 | annatus |
6. "Żywioł. Deepwater Horizon" | annatus |
7. O matko! Umrę... | lu |
8. Subtelność | lu |
9. Mustang | lu |
10. Pokój | martaoniszk |