Fragment książki "Synek księdza Kaczkowskiego"

Prezentujemy poniżej fragment książki "Synek księdza Kaczkowskiego" Piotra Żyłki i Patryka Galewskiego.

***

Obserwowałeś go też w kontaktach z innymi ludźmi.

I to również na mnie działało. Szczególnie patrzenie na jego zachowanie w relacji z osobami umierającymi. Nawet taki pogubiony chłopak jak ja mógł od razu wyczuć autentyczność jego postawy. W tym, co Jan dawał tym ludziom, było coś niesamowitego, co ja lubię nazywać magią. Składały się na nią bliskość, uważność, zainteresowanie, wrażliwość.

Jan był całym sobą przy tych cierpiących ludziach. Czuć było, że nie robi tego z obowiązku, nie wypełnia żadnego zadania. Był z nimi i dla nich i to było na maksa prawdziwe. Obserwowałem go i coraz mocniej zdawałem sobie sprawę z tego, że on tym ludziom daje miłość. Chociaż wtedy nie potrafiłem tego jeszcze tak nazwać. Myślałem raczej: „O kuźwa, ale ten ksiądz robi zaje**ste rzeczy”.

Moje różne relacje z pacjentami, o których już opowiedziałem, kontakty z Janem i obserwowanie go – to wszystko we mnie pracowało i krok po kroku przekonywałem się do tego miejsca. Pierwszą oznaką tego, że coś się we mnie dzieje, było to, że zacząłem przychodzić do hospicjum praktycznie codziennie.

Nie chcę mówić za Jana, jak on to wszystko widział i czuł, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy – na to, co dla mnie zrobił i ile razem przeszliśmy – myślę, że szybko również ja stałem się dla niego kimś bardzo ważnym. I nie chodzi o to, że traktował mnie jako ciekawy projekt albo wyzwanie pod tytułem „Wyciąganie Galewskiego z syfu”. Zwyczajnie byłem dla niego kimś bliskim.

Wiemy już, że w początkowym okresie twojego pobytu w hospicjum, o czym też przed chwilą wspomniałeś, były sytuacje, które cię przerastały. I chciałeś uciekać. Jak on wtedy reagował?

Łączył w sobie zrozumienie, brak pośpiechu i cierpliwość. Kiedy widział moje wahania, nie naciskał, niczego nie wymuszał, ale zawsze dawał mi znać, że mnie rozumie. To sprawiało, że czułem się coraz bezpieczniej. Dopiero kiedy poznałem kilkoro pacjentów i zaprzyjaźniłem się z nimi, coś z nimi razem przeżyłem, Jan zaczął wykorzystywać te okazje, żeby nasze rozmowy pogłębiać i poruszać coraz poważniejsze tematy. Ale nawet kiedy lądowaliśmy już w trochę wyższych rejestrach, nie były to nudne i pouczające kazania, tylko próby delikatnego ciągnięcia mnie w górę.

Był bardzo kreatywny w szukaniu sposobów na wspieranie mnie. Na tamtym etapie nie było jeszcze w hospicjum wypracowanych modeli szkoleń z psychologami dla wolontariuszy, na których oswajano się z obecnością śmierci w tym miejscu i uczono, jak się zachować, co mówić, jak się w tym doświadczeniu odnaleźć. Dlatego na początku wszystko tłumaczył mi Johnny. Później bardzo dużo pomogła mi pracująca z Janem psycholożka Magda Mikulska. Mogłem się do niej zwracać z każdym problemem i wątpliwością. I wiem, że wsparcie z jej strony dla mnie to było zadanie, które wyznaczył jej Johnny.

Można powiedzieć, że specjalnie stworzył w hospicjum sprzyjające mi środowisko. Wszyscy pracownicy, z Janem na czele, otulali mnie zaufaniem i miłością. Wszyscy od początku wiedzieli, jak tam trafiłem. Ale Jan nigdy tego nie podkreślał. Nigdy od nikogo nie usłyszałem, że coś muszę robić, bo jestem tu za karę.

Kluczowe było to, że Jan nigdy nie powiedział ani nie zrobił niczego, co mogłoby mnie popchnąć w stronę myślenia, że jestem złym człowiekiem, nie nadaję się do tego miejsca i nie zasługuję na szansę, by zmienić swoje życie.

Przypomniała mi się jeszcze jedna historia, ze szlugami w tle, która dobrze zobrazuje, jak pięknie mnie rozumiał i jak do mnie podchodził.

Było w hospicjum wielu pacjentów jarających fajki. Część z nich pochodziła z biedniejszych rodzin i nie miała za co sobie kupić papierosów.

I – jak się domyślam – ty ze swoim dilerskim zmysłem postanowiłeś im pomóc.

Skąd wiedziałeś? W imieniu tych pacjentów chodziłem do Jana i mówiłem: „Wielebny, pan z czwórki nie ma szlugów, a tak mu się jarać chce!”. Wtedy Johnny wyciągał pieniądze i mi dawał, żebym kupił na przykład dwie paczki papierosów dla tego pana. Ja je kupowałem, a potem – jeszcze zanim rzuciłem palenie – było wspólne jaranko z pacjentami, czyli tak zwane korzyści obopólne. (śmiech)

Jeden z tych pacjentów – Romek – miał utrudnione zadanie, bo był po tracheotomii. Chodziliśmy z nim jarać do kostnicy. Na miejscu, w tym jakże pięknym otoczeniu, przytykał sobie szluga do tej rurki wystającej z szyi i się zaciągał. Z każdym dniem było widać, że jego stan jest coraz gorszy, a wspólne wyjścia na fajki były dla niego coraz trudniejsze. W pewnym momencie musiałem zacząć wozić go na wózku. Któregoś dnia poszedł sobie zapalić sam, ale był tak słaby, że w połowie papierosa zasnął. Kiedy przyszedłem, zobaczyłem go śpiącego z dziurą wypaloną na koszuli. Pomyślałem sobie wtedy: „Ku*wa, prawie żeś się zjarał!”. Chciałem tą wulgarnością i żartobliwym podejściem do sytuacji rozładować napięcie, które się we mnie pojawiło. Jednak kiedy wiozłem go na wózku do pokoju, zacząłem myśleć, już dużo poważniej, że on umiera. To mnie mocno przybiło.

Taki przygnębiony poszedłem do Jana. Powiedziałem mu to samo co wiele razy wcześniej, czyli że panu Romkowi się szlugi skończyły, ale Johnny zauważył, że nie ma we mnie zwykłego w tej sytuacji entuzjazmu, i zorientował się, że przeżywam coś trudnego. Wtedy odbył ze mną poważną, bardzo istotną rozmowę, która pomogła mi zrozumieć sytuację.

Co ci powiedział?

Że już pan Romek nie będzie mógł tak dużo jarać jak dotąd, bo stan zdrowia mu na to nie pozwala, że on powoli gaśnie, jego życie się już kończy. Ale nie powiedział tego mocno, brutalnie, tak żeby mnie to rozwaliło emocjonalnie. Mówił bardzo spokojnie, uważnie dobierał każde słowo. Wiedział, że te szlugi to jest nasz „łącznik”, więc kręcił się wokół tego tematu. W ten sposób przygotowywał mnie na odejście pana Romka – niby banalnie, „technicznie”, ale podziałało.

I kilka dni później faktycznie, kiedy wszedłem do pokoju, żeby zabrać Romka wózkiem na kolejnego szluga, zastałem go już w takim stanie, że nie dał rady palić. W ogóle nie mógł wstać z łóżka. Najpierw nie mogłem się z tym pogodzić. Przecież miałem dla niego paczkę papierosów, a już nie mogłem mu jej dać. Wtedy przypomniały mi się słowa, które Jan do mnie powiedział na koniec wspomnianej rozmowy: „Kup mu jedną paczkę, nie wiadomo, czy nawet tę jedną wypali”. Prosty komunikat, ale przygotowujący na to, co trudne i głębsze. W tym pierwszym okresie zauważyłem jeszcze jedną ważną rzecz. Johnny – poza wysokimi kwalifikacjami czysto medycznymi – wymagał od swoich pracowników postawy maksymalnie otwartej na pacjenta, dobrej komunikacji i płynnej wymiany informacji. Chciał mieć pewność, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby hospicjum było jak najbardziej przyjazne dla ludzi.

W czym to się przejawiało?

Bardzo mu zależało, żeby sprawy i potrzeby każdego z pacjentów były dla całego zespołu najważniejsze. Stąd też na przykład – jeśli ktoś tego potrzebował – wyrażał zgodę na sprowadzanie do sal różnych starych, prywatnych bambetli, obrazów, kwiatów w kaszubskich doniczkach i innej tandety. I tłumaczył wszystkim, jakie to jest istotne, buduje atmosferę i pokazuje, że słuchamy ludzi i odpowiadamy na ich potrzeby.

ednemu pacjentowi pozwolił, żeby sobie zainstalował w pokoju swój ulubiony fotel. Innemu, żeby trzymał w hospicjum papugę. Bo tym ludziom na tym zależało. Żeby była jasność, ja wtedy tego jeszcze nie czaiłem i nie myślałem sobie: „Ależ on wspaniale i indywidualnie podchodzi do każdego człowieka!”. Nie byłem zdolny do takiej refleksji. Ale gdy wniosłem temu panu jego ulubiony fotel i widziałem radość w jego oczach, kiedy sobie w nim wygodnie usiadł, czułem, że to, co robimy, ma sens. To były dla mnie kolejne ważne lekcje w szkole wrażliwości Johnny’ego.

Dodaj artykuł do:
(dodano 10.01.24, autor: blackrose)
Dział literatura
Logowanie
Po zalogowaniu będziesz mieć możliwośc dodawania swojej twórczości, newsów, recenzji, ogłoszeń, brać udział w konkursach, głosować, zbierać punkty... Zapraszamy!
REKLAMA
POLECAMY

NEWSLETTER

Pomóż nam rozwijać IRKĘ i zaprenumeruj nieinwazyjny (wysyłany raz w miesiącu) i bezpłatny e-magazyn.


Jeśli chcesz otrzymywać newsletter, zarejestruj się w IRCE i zaznacz opcję "Chcę otrzymywać newsletter" lub wyślij maila o temacie "NEWSLETTER" na adres: irka(at)irka.com.pl

UTWORY OSTATNIO DODANE
RECENZJE OSTATNIO DODANE
OGŁOSZENIA OSTATNIO DODANE
REKOMENDOWANE PREMIERY
1
Jess Glynne
2
Neil Young, Crazy Horse
3
Def Leppard
4
Tomasz Makowiecki
5
Kasia Nova
6
Vampire Weekend
7
Enej
8
Jennifer Lopez
9
Bokka
10
Eilish Billie
1
Grzegorz Dębowski
2
Jan Jakub Kolski
3
Christian Petzold
4
Emily Atef
5
Krzysztof Łukaszewicz
6
Simon Cellan Jones
7
William Brent Bell
8
Justin Kuritzkes
9
Sam Taylor-Johnson
10
Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett
1
Katarzyna Baraniecka
2
reż. Mariusz Treliński
3
Beth Henley / reż. Jarosław Tumidajski
4
Gabriela Zapolska
5
Opera Krakowska w Krakowie
6
Marta Abramowicz / reż. Daria Kopiec
7
Rodion Szczedrin
8
Michaił Bułhakow
9
Jarosław Murawski
10
Dale Wasserman
REKLAMA
ZALINKUJ NAS
Wszelkie prawa zastrzeżone ©, irka.com.pl
grafika: irka.com.pl serwis wykonany przez Jassmedia