Lars von Trier jest wagą ciężką w kategorii autorskości. Dlatego też pisząc o jego nowym filmie ciężko jest nie wpaść w kołowrotek powtórzeń, którymi z lubością się afiszowało podczas recenzowania innych filmów tego twórcy. Mi się pewnie nie uda, ale Larsowi się udało. Znowu forsuje swoją galopującą inflację traktatu o moralności, by znaleźć ukojenie intelektualne. Znowu to robi, ale znowu dodaje kolejny przedrostek ‘post’ do swojego gatunku którego określić nie sposób. Porno z fabułą? Przekłamanie ekstraklasy. Von Trier już tylko kwestionuje kategorie wyższych rzędów. Seks, perwersja i kolejne orgazmy przed kamerą nie są celem tej dysputy, a środkiem.
W Nimfomance spotykamy kobietę (immamentna wręcz w swoim aktorstwie Charlotta Gainsbourg) która dosięgła bruku w przenośni i dosłownie. Oczywiście reżyser nie czeka zbyt długo, by podsunąć fałszywe tropy widzowi. Usypia naszą czujność (hobby autora) minutowym deszczem, ułudą poetyckiego, delikatnego budulca, by chwilę później przydusić utworem Rammstein i skupić się na zakrwawionej kobiecie, która z liryzmem nie ma za wiele wspólnego. Bohaterkę ratuje starszy mężczyzna, entuzjasta wędkowania i samotny kawaler (Stellan Skarsgard). Odtąd stanie się powiernikiem długiej, pełnej wolt historii kobiety i nimfomanki, a może nimfomanki i kobiety. Odtąd widz również stanie się świadkiem tej bardzo świeckiej i ateistycznej spowiedzi. To także widz będzie odpytywany ze swojej definicji tolerancji wielokrotnie.
Nimfomanka to gatunkowa erupcja, pełna erekcji, nie tylko w tej dosłownej warstwie znaczeniowej, dla wprawionego interpretatora. Von Trier opowiada o świecie przez mnóstwo filtrów i flirtów. Zaczyna od pełnej wyrzutów sumienia, egzaltującej dysputy, by za chwilę sam swojej formie wypowiedzi zaprzeczyć. Formalna transgresja pozornie o rozwiązłości seksualnej w kategoriach wielogatunkowych. Głowna bohaterka jest tak rozwiązła, jak von Trier w swojej przynależności do jednego gatunku.
Jest to na pewno w najkrótszym procesie skojarzeniowym zaduma na temat ludzkiej moralności i niepokojący moralitet. Von Trier jest konsekwentny i ubogo optymistyczny w swoich filmowych (auto)terapiach. Rozczłonkowuje ludzką naturę. O swoich poszukiwaniach i rozczarowaniach opowiada tą samą figurą. Pionkiem w jego grze: wszystkie chwyty dozwolone, jest znowu kobieta i znowu outsiderka. Jak już zdążył nas przyzwyczaić, kobieta jest wyrzucona poza nawias społeczny, tylko dlatego, że chciała go rozciągnąć. Porzucając gorset konwenansów, porzuciła przynależność do jakiejkolwiek społeczności unormowanej. Nie można oprzeć się wrażeniu, że von Trier zwraca się do widza ustami Seligmana, ponieważ to owy bohater jest jedynym komentatorem zasłyszanej historii, a i nie odmawia sobie pełnego usprawiedliwienia spojrzenia i komentarzy odnoszących się do wiary. Z racji bagażu amoralności w historii bohaterki i braku poszukiwania usprawiedliwień dla siebie, jest to postawa wymagająca dla podmiotu zbiorowego nadludzkiej empatii i pokory.
Jak już nas von Trier przygotował, na nic przygotowani być nie możemy. Reżyser w chwilami zbyt pretensjonalny i buńczuczny, ale wybaczalny sposób udowadnia nam swoją przewagę nad naszymi tropami. Reżyser prowadzi bezczelną i intrygującą grę w skojarzenia. To o czym wspominałam -- mimo poczucia swojej wyjątkowości -- Trier wetuje i neguje sam siebie. Z premedytacją przechodzi w farsę, mieszczańską satyrę, by za chwilę z lynchowską precyzją podmienić nie bohaterów, a sposób opowiadania: z naturalistycznej propozycji, mamy iście groteskową w sosie absurdalnego komizmu scenę z Umą Thurman. Już te kilka minut jest ogromnie rozregulowaną amplitudą nastrojową.
Duńczyk się bawi niezabawnym tematem. Jego pacynkami, prócz nas samych, są pewne kalki filmowe i stereotypy. W jednej sekundzie tworzy przepis na miłość z pożądania i zazdrości, by później fiksując swoimi uskokami myślowymi, zanegować i stwierdzić, że dopiero miłość pozwala poczuć wartość aktu seksualnego. Chwilę później serwuje nam niemalże romantyczny epizod, w który nie może uwierzyć powiernik historii nimfomanki i widz znowu rozpoczyna proces filtrowania treści podanej.
Ciężko wyklarować z połowy substancji (I część przecież!) konkretny produkt. Nadmieńmy, że mamy do czynienia z najbardziej niezrównoważonym w swoim zrównoważeniu reżyserem. Von Trier pragnie znaleźć coś w tym buncie, w tym łamaniu konwenansów, w tym funkcjonalnym zastosowaniu seksu prócz samotności ostatecznej. Jednak odnosi porażkę (diagnozowania, nie filmowania). Duńczyk celebruje w piękny sposób fakt, że ludzkość nie ma czego celebrować. Lars von Trier próbuje utulić absurdalność i pustostan jaki proponuje nam świat (esencjonalnie puentuje całą tą zróżnicowaną aktywność filmową von Triera słowo: transgresja).
U von Triera w jego anty-establishmentowej działalności wszystko ma prawo być i jest omylne. Jego bohaterowie, jego świat i ona sam w swoim procesie tworzenia filmu. Jest nieomylny w swojej omylności.
Bernadetta Trusewicz
Utwór | Od |
1. Inne historie | gaba |
Utwór | Od |
1. W bezkresie niedoli | ladyfree |
2. było, jest i będzie | ametka |
3. O Tobie | ametka |
4. Świat wokół nas | karolp |
5. Kolekcjonerka (opko) | will |
6. alchemik | adolfszulc |
7. taka zmiana | adolfszulc |
8. T...r | kid_ |
9. Twoja opowieść o mnie | o.laf |
10. przyjemność | izasmolarek |
Utwór | Od |
1. Sprzymierzeniec | blackrose |
2. Podaruję Ci | litwin |
3. test gif | amigo |
4. Primavera_AW | annapolis |
5. Melancholia_AW | annapolis |
6. +++ | soida |
7. *** | soida |
8. Góry | amigo |
9. Guitar | amigo |
10. ocean | amigo |
Recenzja | Od |
1. Zielona granica | irka |
2. Tajemnice Joan | wanilia |
3. Twój Vincent | redakcja |
4. "Syn Królowej Śniegu": Nietzscheańska tragedia w świecie baśni | blackrose |
5. Miasto 44 | annatus |
6. "Żywioł. Deepwater Horizon" | annatus |
7. O matko! Umrę... | lu |
8. Subtelność | lu |
9. Mustang | lu |
10. Pokój | martaoniszk |