Lars von Trier
Nimfomanka, część 2

Kiedy już pogodziłam się z faktem, że nowy film Larsa von Triera nie jest trylogią, muszę dokonać bolesnego (ale w kategoriach hedonistycznych) procesu podsumowania Nimfomanki. Mam jednocześnie świadomość, że moje protokołowanie jest poziomem amatorskim, przy tym kompendium ludzkiej natury autorstwa Larsa von Triera.

„Nieprzeciętni ludzie nie radzą sobie z przeciętnością”- taka teza zdaje się dudnić z ekranu w akompaniamencie krzyków bitej Joe i muzyki Jana Sebastiana Bacha, czy Wolfganga Amadeusza Mozarta. Teza ta zostaje konsekwentnie analizowana przez całą część drugą, która od determinizmu i fatalizmu aż kipi. Historia pełna nadpobudliwości postawy roszczeniowej w życiu Joe, jest ciągiem dalszym jej nieudolnych prób zaadaptowania się w świecie konformizmu. Von Trier zdobył czarny pas w zacieraniu swoich filozoficzno-twórczych śladów, więc do ostatniej minuty nie wiemy, której postawie hołduje on sam. Czemu nie autonomizujemy tworu od jego twórcy ? Pytanie retoryczne w odniesieniu do postaci duńskiego reżysera, który afiszuje się swoimi psychologicznymi sobowtórami. Im dalej w las tym, tym ostrzejsza poprawka zostaje naniesiona na pierwsze zdanie. Poczucie nadprzeciętności może być kompletną iluzją, nieudolnym usprawiedliwieniem autodestrukcyjności i obecności choroby.

Erotyka współcześnie została zubożona poprzez nadmierną eksploatacje, jej wszech-dostępność wypatroszyła pojęcie, zostawiając tylko padlinę biologiczno - fekalnych asocjacji. Można by pomyśleć podczas odbioru naskórkowego, że artysta Nimfomanką przybija piątkę entuzjastom konotowania seksu jako puli fizycznych czynności, uniesień mieszczących się na dysku twardym. W tym całym przemyśle klatek pozornie pornograficznych, Von Trier serwuje niesamowicie gorzko-gorzką demistyfikację i nie aprobuje perwersji, tylko dlatego że ją stosuje (to film, nie reklama).

Zdaniem, które wyprowadzi nas ze złudnego przekonania, że druga część zaprezentuje nam bezrefleksyjną orgię formy, jest: „Nie ma się z czegoś śmiać”. Kwestia, która funkcjonuje bardziej jako zwrot bohaterki do widza rozbawionego kolejną satyryczno-absurdalną sceną, niż do Seligmanna.

Von Trier w geometryczny sposób porządkuje, w hierarchii stratyfikacyjnej, kolejne etapy podróży po piekle Nimfomanki. Jest to jednak kolejna ściana dymna, ponieważ jej egzystencja nie ma nic z harmonią wspólnego, tak i ta próba katalogowania jest zagraniem na (zmarszczonym) nosie widza.

„Z nadmiaru rodzi się niedomiar.” To kolejna myśl filozoficzna spinająca życiorys bohaterki. Przy ogromnej ilości bodźców erotycznych Joe dokonała swoistej samozagłady. Sterylizując swoje życie z uczuć, nie zauważyła, że sformatowanie swoich potrzeb do wyłącznie cielesnych doznań jest niepewną inwestycją. Kluczowym momentem jest ostracyzm ze strony społeczeństwa, który doprowadza Joe do spotkań grupy wsparcia. Tutaj, jak i w każdej próbie, Joe myli pojęcia życia i zużycia. Wszystkie jej zwycięstwa są tylko pozorne i mają charakter odwlekania nieuchronnej katastrofy (nicości).

To prawda, von Trier angażuje w swojej konsekwencji i obsesyjności, układ sił- kobieta kontra reszta świata. Można to odczytywać jako wolta feministyczna, wpisując się w obecne nadużycie słowa ‘gender’ i stworzyć reżysera orężem w walce ze stereotypami. Jednak, ta cała damsko-męska przepychanka to jest tylko szablon, który podczas Nimfomanki udowadnia, jak bardzo ewoluuje i ma autoteliczną energię. Przecież Joe w każdej swojej historii walczy z fantomami, a nie ze światem. Jeżeli już ze światem, to ona nim jest. Według mnie Nimfomankę zżera ta sama gangrena, która zainfekowała całą filmografię Von Triera. Jest to zakodowany mechanizm działania depresji. Przeniesienie konfliktu z samym sobą, na konflikt ze światem (świerzb każdego artysty). Von Trier znowu udowadnia, że pewne uczucia i ich brak dostrzegania wynikać może z mistrzostwa kamuflażu, a choroba nie musi mieć rozpoznawalnego kształtu. Przecież produkcje Larsa tworzą wykres jego stanów emocjonalnych. Po Melancholii pozostaje tutaj kilka składników filozoficzno-nastrojowych, ale zostają one naoliwione podniesionym głosem człowieka, który wyszedł z depresji i ma ochotę dalej kontestować.

Mamy do czynienia z przeniesieniem konfliktu wewnętrznego na plan zewnętrzny. Von Trier atakuje nas najróżniejszymi bodźcami, których zestawianie może wywoływać dysonans poznawczy. W swoistym eseju mamy sztukę, religię, muzykę klasyczną i historię kontra kolejne epizody amoralności. Wydawałoby się, że zestawienie tych odmiennych obozowisk, które prezentuje Joe i Seligman jest kolejnym dowodem na specyficzne poczucie humoru twórcy i zrobienie socjologicznego eksperymentu (widz z brakiem uniesień erotycznych vs. widz z brakami uniesień naukowych). Wspólny mianownik tych historii wraca, wywołując wręcz fizyczny ból ziejącej pustki. Żadna z tych strategii życiowych, znieczulanie sobie bólu egzystencjalnego nauką, czy seksem, nie dało satysfakcji długoterminowej. Nie doprowadziło do niczego innego, jak rozmowy w pokoju pełnym rozczarowania i napięcia.

Dlatego też coś, co jest przez krytyków określane przerostem formy nad treścią, czy szczeniackim popisem reżysera, jest wykładnią bezsilności w warstwie domięśniowej. Surowy realizm, wizjonerstwo, oniryzm, dokumentalistyka, kino grozy, czy niektóre kwestie na poziomie pewnego brazylijskiego pseudo-mistycznego pisarza lub kontrowersyjne stanowiska w kwestiach społecznych,  to świadome pastisze, kalki i zaczepki, które jak refren wybrzmiewają rapsod o marazmie i nihilizmie. Jest to jawne zdemaskowanie sensu poszukiwania pierwiastka racjonalizmu i szczęścia w świecie. Wznieśmy się na wyższy poziom kodowania, niż odbiór filmu jako produktu innowacyjnie prowadzącego narracje o seksie i wyzwoleniu. W tym swoim wyzwoleniu oczywistym, Joe jest przecież beznadziejnie zniewolona. W rzeczywistości przesytu, wieje intelektualno-emocjonalną próżnią. 

Chciałam na początku konsekwentnie udowodnić, jak sobie Von Trier manipuluje widzami. Jednak jego zazębienie się z refleksją przedstawioną, nie pozwala mi na wyzwanie go od buńczucznych i megalomańskich osobistości.

Von Trier nie jest hipnotyzerem, on nas z tego transu głuchoty współczesności wyciąga. Niestety dla naszego zdrowia psychicznego, stety dla zapełnienia próżni kulturowej i intelektualnej. Wyciąga tylko po to, by wepchnąć w jeszcze większą ciemność, ale na jego warunkach. Stąd też, tak pełną nadciśnienia twórczego historię, kończy jeden strzał. Nadzieja umiera ostatnia (w filmie Von Triera, jak i w świecie Joe).

Bernadetta Trusewicz

średnia ocena:
oceń utwór:
Dodaj artykuł do:
(dodano 02.02.14 autor: beniovska)
Dział film
Tagi: Dramat, erotyczny, Lars von Trier
KOMENTARZE:
Aby dodać komentarz musisz się zalogować
Logowanie
Po zalogowaniu będziesz mieć możliwośc dodawania swojej twórczości, newsów, recenzji, ogłoszeń, brać udział w konkursach, głosować, zbierać punkty... Zapraszamy!
REKLAMA
POLECAMY

NEWSLETTER

Pomóż nam rozwijać IRKĘ i zaprenumeruj nieinwazyjny (wysyłany raz w miesiącu) i bezpłatny e-magazyn.


Jeśli chcesz otrzymywać newsletter, zarejestruj się w IRCE i zaznacz opcję "Chcę otrzymywać newsletter" lub wyślij maila o temacie "NEWSLETTER" na adres: irka(at)irka.com.pl

UTWORY OSTATNIO DODANE
RECENZJE OSTATNIO DODANE
OGŁOSZENIA OSTATNIO DODANE
REKOMENDOWANE PREMIERY
1
Kasia Nova
2
Vampire Weekend
3
Bokka
4
Eilish Billie
5
V/A
6
Czesław Śpiewa
7
Happysad
8
Norah Jones
9
Madelkeine Peyroux
10
1
Grzegorz Dębowski
2
Jan Jakub Kolski
3
Christian Petzold
4
Krzysztof Łukaszewicz
5
Emily Atef
6
Justin Kuritzkes
7
William Brent Bell
8
Sam Taylor-Johnson
9
Hae-yeong Lee
10
Wim Wenders
1
Darek Karp
2
Michael Sowa
3
Agnieszka Jeż
4
Kamila Cudnik
5
Claire Castillon
6
Namina Forna
7
George M. Johnson
8
John Irving
9
Mia Kankimäki
10
Delphine de Vigan
1
Katarzyna Baraniecka
2
reż. Mariusz Treliński
3
Beth Henley / reż. Jarosław Tumidajski
4
Gabriela Zapolska
5
Opera Krakowska w Krakowie
6
Marta Abramowicz / reż. Daria Kopiec
7
Rodion Szczedrin
8
Michaił Bułhakow
9
Jarosław Murawski
10
Dale Wasserman
REKLAMA
ZALINKUJ NAS
Wszelkie prawa zastrzeżone ©, irka.com.pl
grafika: irka.com.pl serwis wykonany przez Jassmedia